To działo się na zgrupowaniu Sparty Wrocław, na które prezes Andrzej Rusko pojechał z drużyną. Każdy żużlowiec miał ze sobą rower. - Prezes przed wyjazdem poszedł do sklepu i kupił najdroższy rower w województwie - wspomina Cieślak. - Chwalił się, że ma system, który automatycznie doładuje powietrze. Mówił, że jak złapie gumę, to pojedzie dalej. Żartował: wy w takiej sytuacji pójdziecie, ja pojadę. Do próby sił miało dojść już na pierwszym treningu. Na początku prezes nadawał tempo. Cieślak już zaczął się zastanawiać, czy nie został zrobiony w konia. - Początek wskazywał na to, że prezes trenował jazdę na rowerze, ale się z tym krył - zauważył szkoleniowiec. Prezes Rusko zamknął mu drzwi Po chwili jadący z tyłu Cieślak rzucił zawodnikom: podkręcamy tempo. Jak tylko to zrobili, prezes miał zostać z tyłu. Gdy przyjechali na miejsce, okazało się, że działacza nie ma. Cieślak był w kłopocie, bo miał pokój z prezesem, ale nie miał zapasowego klucza. Na recepcji nie mogli mu pomóc. Chciał wrócić do lasu i szukać prezesa. Zawodnicy odwiedli go jednak od tego pomysłu. Cieślak usiadł na ławce przed kempingiem, który zajmował z prezesem. - Po dwóch godzinach drzwi się otworzyły i wyszedł ze środka, nie odzywając się słowem. Powiedziałem: prezes, ty myślałeś, że jak kupisz najlepszy rower w województwie, to z nami wygrasz. Ten rower to dwa procent. Liczy się człowiek - pisał Cieślak. Zawodnicy Sparty chcieli mu pokazać Sytuacja zrobiła się napięta. Cieślak chciał się wyprowadzić. Przyznał, że nie będzie czekał po każdym treningu dwie godziny na ławce, że nie będzie znosił humorów prezesa. Panowie się jednak pogodzili. Cieślak tłumaczył mu później. - Prezes, jak ty najlepszy rower w Polsce kupiłeś i my z chłopakami to zobaczyliśmy, to cel był taki, żeby ci dopierXXXX i pokazać, że sam rower nie jedzie. Bo jakbyś wygrał, to powiedziałbyś, że się obijamy. Pożyczył rower Dadosowi W następnych dniach zgrupowania prezes już nie brał udziału w treningach. - Pożyczał jednak rower zawodnikom, bo chciał, żeby mi dopierdzielili. Żadnemu się nie udało. Choć raz Robert Dados był bliski osiągnięcia celu. Przyspieszyłem jednak i minąłem go na kresce - komentował Cieślak. Po powrocie z obozu Cieślak rozmawiał z partnerką prezesa. - Mówiłem, że prezes chyba za bardzo ambitny i źle znosi porażki. Ze mną jednak nie miał żadnych szans, bo robiłem 70 kilometrów dziennie. Z zawodnikami też nie mógł wygrać, bo młodzi i mieli wytrzymałe organizmy. Wtedy jego żona powiedziała mi: Marek ty się nie martw. On nawet dzieciom nie dał w bierki wygrać - skwitował Cieślak. Trener, podsumowując tamtą historię, mówił, że lubi i ceni prezesa, bo pokazał cechy charakteru prawdziwego sportowca. Swoją drogą, to szkoleniowiec na tych 10 latach u prezesa Rusko sam mocno skorzystał. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź