Nie od dziś wiadomo, że żużlowcy to twardzi ludzie. Niejednokrotnie byliśmy świadkami scen, kiedy zawodnik chwilę po zakończeniu biegu ledwo co docierał bo swojego boksu, a w nim czekały na niego kule ortopedyczne. W przeszłości z bólem walczyli już między innymi Tai Woffinden, czy Jason Doyle, którzy nie mogli odpuścić turnieju, ponieważ strata kilku punktów w zaledwie jednej rundzie Grand Prix mogłaby przekreślić im cały sezon. Kolorowo nie jest również w PGE Ekstralidze. Najnowsza sytuacja dotyczy majowego pojedynku pomiędzy Moje Bermudy Stalą a eWinner Apatorem Toruń. W drugiej odsłonie dnia na tor upadli Kamil Nowacki i Krzysztof Lewandowski. Pierwszy z nich sam zdecydował się wycofać zawodów. Ku zaskoczeniu kibiców, junior gości pojawił się z kolei w powtórce. - Mnie lekarz pytał: który dzisiaj mamy, gdzie jesteś? Mówię, nie wiem, nie wiem - takie słowa padły z ust młodzieżowca gości kilka minut po upadku. - Lewandowski był w lekkim szoku, ręka go bolała, ale to wszystko. Może on źle wyglądał, ale kiedy ja go sprawdzałem i zadawałem mu pytania, to wszystko kojarzył. Wiedział, gdzie jest. Nie wypuściłbym go na tor, gdyby było inaczej - tłumaczył później decyzję lekarza Tomasz Bajerski, ale nie da się zaprzeczyć temu, iż medyk nieco igrał z ogniem. Lekarze pod ogromną presją Oczywiście jak to w Internecie bywa, niektórzy kibice są bezlitośni. Z jednej strony nie ma co się dziwić wściekłym fanom, z drugiej jednak lekarze mają bardzo mało czasu na jakąkolwiek reakcję. - Pamiętajmy, że lekarz zawodów i drużyna ma czas do pięciu minut na stwierdzenie orzeczenia, czy dany zawodnik jest zdolny do jazdy. Decyzje te podejmowane są z reguły bardzo szybko - mówi nam Jacek Frątczak. - W przepisach czytamy również, że można orzec żużlowcowi niezdolność do startu w jednym biegu, a potem na bieżąco weryfikować jego stan zdrowia, mając z nim bezpośredni kontakt. Wtedy podejmuje się decyzję, co robimy dalej - dodaje nasz ekspert. PGE Ekstraliga musi zareagować - Jeżeli są przesłanki, że w jednych, drugich i trzecich zawodach pojawiają się tego typu wątpliwości, to coraz większymi krokami następuje moment, w którym lekarze zawodów będą obsadzani przez Ekstraligę dokładnie tak samo jak sędziowie, czy komisarze torów. To wyeliminuje wszelkie podejrzenia i insynuacje. Dlatego uważam, że taki powinien być efekt dyskusji na ten temat. Według mnie po prostu nie ma lepszego rozwiązania - proponuje były menedżer klubów z Zielonej Góry i Torunia. Trudno nie zgodzić się ze słowami naszego eksperta. Do obsadzenia jednej kolejki najlepszej ligi świata wystarczyłoby w zasadzie czterech profesjonalnych lekarzy wybranych przez organizatora rozgrywek. Na jakiekolwiek zmiany, o ile w ogóle nastąpią, trzeba jednak poczekać.