Wirus COVID-10 sparaliżował cały świat i tak naprawdę nadal nie wiemy czy i kiedy pandemia się skończy. Oczywiście cała sytuacja storpedowała też plany żużlowcom, którzy w większości zaliczyli znacznie mniej imprez niż w normalnym sezonie. Dotknęło to jednak każdego z nich, a jednak koniec końców wygranymi sezonu zostali ci, którzy wygrywali także w latach poprzednich. Ci przegrani zaś tłumaczą się... pandemią. W odczuciu wielu osób ze środowiska takie tłumaczenie brzmi śmiesznie i mało profesjonalnie. Nie ma wątpliwości, że sezon pełeń obostrzeń, zakazów i nakazów nie był dla nikogo łatwy ani przyjemny. Mało tego, można wysnuć wniosek, że cała sytuacja przyczyniła się wręcz do końca karier w przypadku kilku zawodników. Czasem jednak żużlowcy całą winę zwalają na COVID-19, w ogóle nie mówiąc po prostu o swojej słabej formie i nienależytym przygotowaniu do sezonu. - Żużel jest szczególnie dotknięty przez pandemię - stwierdził nawet Mikkel Michelsen. Duńczyk nieco się zagalopował, bowiem są branże, które przez długotrwały zastój mogą całkowicie zniknąć. Żużlowi póki co to nie grozi. Kibiców Abramczyk Polonii w osłupienie wprawił też Matic Ivacic, który był jednym z najsłabszych zawodników w lidze, a po sezonie stwierdził, że jego wynik to efekt... koronawirusa - Moje cele i plany były bardzo ambitne, ale wybuch epidemii wszystko skomplikował. Byłem perfekcyjnie przygotowany pod każdym względem. Sezon żużlowy ruszył z dużym opóźnieniem i to utrudniło odpowiednie rozjeżdżenie się na torze - pisał na swoim profilu w mediach społecznościowych. Spotkało się to z dużym rozbawieniem u wielu fanów, którzy doskonale widzieli torową nieporadność Słoweńca. Do niektórych przypadków należy jednak podejść nieco łagodniej, bo COVID-19 mógł zniweczyć plany części zawodników. - Być może pandemia miała jakiś wpływ na ich przygotowania. Każdy inaczej do tego podchodził. Było sporo niewiadomych, nikt nie dawał pewności, czy sezon w ogóle ruszy. Mogło to rzutować, ale w różny sposób na różnych zawodników. U wielu na pewno powodowało to duży dyskomfort psychiczny - tłumaczy nam Marian Maślanka, były prezes częstochowskiego Włókniarza. Na czym dokładnie polegał więc problem? - Zawodnicy też mają rodziny, z którymi musieli się na dłuższy czas rozstać. Mają sponsorów, których firmy przeżywały duże problemy w związku z zamrożeniem sporej części branż. Samo zakażenie wirusem pojawiało się w rodzinach poszczególnych żużlowców i to też powodowało stres i napięcie. Sytuacja była i nadal jest trudna. Wygranymi są ci, którzy potrafili sobie z nią poradzić, zapewne z dużą pomocą najbliższych - puentuje. Wiele zatem wskazuje na to, że sytuacja z COVID-19 pokazała kto potrafi radzić sobie w nietypowej sytuacji, a kto nie. Bartosz Zmarzlik bowiem odjechał równie fenomenalny sezon jak rok temu, w normalnych warunkach. Maciej Janowski przez większość rozgrywek prezentował się kapitalnie. Takie przykłady można mnożyć. Ci zaś, którzy wcześniej nie zachwycali, nie robili tego także w roku 2020. Pandemia mogła im nieco złagodzić poczucie własnej słabości i dać wiarę w to, że za rok może być lepiej. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź!