Kluby PGE Ekstraligi, które dostały pomoc w ramach tarczy antykryzysowej na pewno będą musiały zwrócić 25 procent z otrzymanej kwoty. Resztę będą mogły zachować jeśli utrzymały 100 procent zatrudnienia i wykażą, że miały stratę na sprzedaży. Jeśli któryś z warunków nie będzie spełniony, to kluby zatrzymają tylko 25 procent subwencji. Zakładamy, że nie będzie przykrych niespodzianek (gorzej jeśli ktoś kogoś w międzyczasie zwolnił nie mając wiedzy, że to może skutkować przykrymi niespodziankami, bo że będzie strata na sprzedaży, to pewne), co i tak oznacza duże zwroty z puli, która dawno już została na bieżące cele. Taka Moje Bermudy Stal miała dzięki tarczy na spłatę ostatniej raty kredytu. Środki poszły jednak głównie na zawodnicze kontrakty. Nie tylko w Gorzowie. Wszędzie. Kluby musiały łatać dziury związane ze stratą przychodu z dnia meczu. Przez cały sezon (poza jednym meczem) jechały ze zgodą na zapełnienie trybun w 50 procentach, a i z tym był problem. Dla klubów zwrot 200 i więcej tysięcy złotych będzie z pewnością ogromnym problemem. Zwłaszcza teraz, gdy nieuchronnie zbliża się widmo startu ligi bez udziału publiczności. To oznacza bowiem kolejne straty, a nie tak dawno, bo w listopadzie 2020, prezesi zdążyli wydać miliony na kontrakty zawodników. Od kilku tygodni wielu działaczy zastanawia się, jak załatać dziury w budżecie, a tu jeszcze trzeba będzie zwracać całkiem sporo kasy. Dobrze, że ten zwrot jest rozłożony na raty. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź</a>