Przed 2012 rokiem hasło "kobieta na torze żużlowym" kojarzyło się polskim miłośnikom sportu jedynie z podprowadzającymi i cheerledearkami. Amatorska odmiana speedwaya widziała już wówczas co prawda kilka przedstawicielek płci pięknej próbujących z całkiem niezłym skutkiem zmuszać motocykle do jazdy ślizgiem, a w niektórych krajach zachodniej Europy młode dziewczęta potrafiły pokazywać plecy swym męskim rówieśnikom podczas licznych zawodów juniorskich, jednak dla szarego polskiego kibica takie informacje brzmiały jak absurd wyjęty z komedii Monty’ego Pythona. Wszystko zmieniło się 9 lat temu, gdy Klaudia Szmaj - 16-letnia dziewczyna z leżącej kilkanaście kilometrów od Wrocławia Żórawiny - podeszła na bydgoskim torze do praktycznej części egzaminu na licencję Ż, czyli "żużlowe prawo jazdy". Dla miłośników speedwaya był to ogromny szok, a fama o "pierwszej polskiej kobiecie-żużlowiec" zatoczyła tak szerokie kręgi, że największe ogólnopolskie telewizje spieszyły na Sportową 2, by nagrać materiał o sportsmence. Emil Sajfutdinow, przyglądający się całemu zamieszaniu ówczesny lider Polonii, żartował, że przez całą dotychczasową karierę nie cieszył się nawet ułamkiem takiego zainteresowania mediów, jakie Polka otrzymała na samym początku. Niestety, sprawdzian zakończyła upadkiem na tor i dokument uzyskała dopiero rok później w Opolu. Płynie w niej krew mistrza Nastolatka tłumaczyła, że zamiłowanie do czarnego sportu zaszczepił w niej ojciec, zapalony fan tej dyscypliny. Nie bez znaczenia był też zapewne fakt, że jej kuzynem jest ówczesny indywidualny mistrz świata juniorów - Maciej Janowski, który - jak tłumaczyła Szmaj - zawsze służył jej dobrą radą. Do egzaminu w Bydgoszczy przystępowała zresztą na pożyczonym od znanego żużlowca motocyklu i w odziedziczonym po nim kevlarze. Nietrudno domyślić się, że po ogromnym medialnym boomie nie miała ona większych problemów ze znalezieniem "pracodawcy", a więc klubu w dorosłym żużlu. Wbrew krążącym po środowisku pogłoskom, 16-latka nie trafiła jednak ani do najbliższej jej geograficznie Sparty Wrocław, ani do reprezentowanej wówczas przez jej znanego krewnego Unii Tarnów. Mimo iż część ekspertów podpowiadała jej związanie się z którymś z zespołów w niższej lidze, jej wybór padł na ekstraligowy Falubaz Zielona Góra. Zamiast na tor wysyłano ją na ślubny kobierzec Klub z województwa lubuskiego mógł wówczas pochwalić się bardzo silną formacją młodzieżową na czele z późniejszym wicemistrzem świata, Patrykiem Dudkiem. Transfer Szmaj traktowano tam więc jako wartość dodaną przede wszystkim w pionie marketingu, a nie sportowym. Juniorka nie pchała się do ekstraligowego składu, ale wciąż trenowała i marzyła o starcie w najlepszej lidze świata. Nie potrafiła jednak dogadać się z miejscowymi działaczami. Na skutek konfliktów z ówczesnymi włodarzami Falubazu złożyła do Ekstraligi wniosek o rozwiązanie umowy. Szybko zdecydowała się zakończyć karierę. Dopiero po zawieszeniu kombinezonu na kołek zdecydowała się głośno powiedzieć o tym, jak traktowano ją w Zielonej Górze. W rozmowie z Dariuszem Ostafińskim dla WP Sportowych Faktów zdradziła, że włodarze Falubazu bardziej widzieli zawodniczkę w roli reporterki, chcieli na siłę rozdzielić ją z jej ojcem, a nawet nieuczciwie rozliczali się z nią z umów sponsorskich. Szczytem wszystkiego miała być propozycja złożona jej na klubowej wigilii, kiedy zasugerowano jej ślub z Aleksandrem Łoktajewem, by ówczesny zawodnik Falubazu mógł szybciej uzyskać polskie obywatelstwo. Przetarła szlaki Gdy Szmaj udostępniła w mediach społecznościowych zdjęcie z sesji ciążowej, gratulacje dla przyszłej mamy popłynęły w dużej mierze z żużlowego środowiska. Świat speedwaya nigdy bowiem nie zapomniał o "pierwszej kobiecie - żużlowiec" znad Wisły. Nie zmieniły tego ani jej usunięcie się w medialny cień przed kilku laty, ani brak okazji do ligowego debiutu. W ostatnich dniach słowa: "kobieta" i "żużel" bardzo często padały w jednym zdaniu. Wszystko za sprawą transferu 20-letniej Wiktorii Garbowskiej do Abramczyk Polonii Bydgoszcz. Zdaniem ekspertów jest ona w stanie wygryźć z pierwszoligowego składu bydgoszczan ich dość słabego młodzieżowca, Mateusza Błażykowskiego. Nie byłby to ewenement, w ostatnich sezonach pod taśmami torów drugiej ligi stawały przecież Niemki - Sindy Weber oraz Celine Liebmann, które wcześniej wprawiły kilku polskich juniorów w spore zakłopotanie odsadzając ich o ponad pół prostej w zawodach Nice Cup. Mówiąc o rosnącej w siłę "piękniejszej stronie żużla" (podprowadzające muszą się powoli godzić z utratą tego określenia) nie sposób zapomnieć o kobiecie, która nad Wisłą przetarła szlaki młodszym koleżankom - Klaudii Szmaj. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sp</a><a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">rawdź</a>