Jeszcze kilka godzin przed planowanym rozpoczęciem rywalizacji zawody we Francji stały pod dużym znakiem zapytania. Macon nawiedziła bowiem ulewa, która nieco pokrzyżowała plany organizatorów. Musieli oni przełożyć trening o trzy i pół godziny. Na całe szczęście opóźnienie nie dotyczyło samego turnieju, gdyż pierwszy bieg rozpoczął się punktualnie o godzinie 21:00. Francuzom pomogły własne ściany Miejscowi kibice bramy stadionu opuszczali podwójnie szczęśliwi. Po pierwsze, mogli podziwiać kilku klasowych zawodników takich jak Vaclav Milik, Andrzej Lebiediew czy chociażby Jakub Jamróg. Po drugie, po historyczny złoty medal mistrzostw Europy par sięgnęli ich rodacy. David Bellego oraz Dimitri Berge w sobotni wieczór byli po prostu klasą dla samego siebie i nie dali szans pozostałym rywalom. Co warte odnotowania, Francuzi ukończyli turniej z medalem po raz drugi z rzędu. Rok temu w Terenzano lepsza od nich okazali się tylko biało-czerwoni. Trójkolorowi aż o cztery punkty wyprzedzili drugą reprezentację Polski, dla której cenne "oczka" zdobywali wspomniany wcześniej Jakub Jamróg oraz Grzegorz Zengota. Co prawda w składzie znajdował się również Bartłomiej Kowalski, jednak młodzieżowiec Eltrox Włókniarza ani razu nie pojawił się pod taśmą. Brązowy medal powędrował zaś do Łotyszy. Prym wśród trzeciej pary Starego Kontynentu wiódł Andrzej Lebiediew. Ogromny pech Czechów W całym turnieju niestety nie obyło się bez przykrych kraks. Między innymi w czternastej gonitwie dnia z nawierzchnią toru zapoznał się Vaclav Milik. Lider czeskiej ekipy po tym zdarzeniu już więcej nie pojawił się na torze. Pytanie tylko, czy związane było to z jego słabą dyspozycją, czy po prostu zawodnik nie czuł się na siłach, by kontynuować zawody. Sobotnich zmagań miło nie będzie wspominał także Jan Kvech. Żużlowiec Marwis.pl Falubazu zaliczył upadek w czwartym wyścigu. 19-latek co prawda raz jeszcze zameldował się pod taśmą, ale spisał się poniżej oczekiwań i na tym zakończył starty. Oby w przypadku reprezentanta naszych południowych sąsiadów również skończyło się na strachu.