Sebastian Zwiewka, Interia: Druga porażka Zdunek Wybrzeża w tym sezonie stała się faktem. Dlaczego przegraliście na własnym torze z Orłem Łódź? Eryk Jóźwiak, menedżer Zdunek Wybrzeża Gdańsk: Przede wszystkim przegraliśmy przez błędne obieranie ścieżek. Tak samo jak w Gnieźnie zawodnicy jechali wygodną, a nie najszybszą ścieżką. To był największy błąd. Dopiero po drugiej serii odbyliśmy męską rozmowę i ruszyło to w odpowiednią stronę, ale było już za późno i mecz został przez nas przegrany. Nawiązuje pan do meczu w Gnieźnie, ale z łodzianami jechaliście u siebie. Trochę dziwne jest to, że zawodnicy na własnym torze nie potrafią się odnaleźć. Może właśnie dlatego nie jest to wina toru, pogody czy innych rzeczy dookoła, tylko po prostu zawodnicy muszą uderzyć się w pierś i jechać tam, gdzie są najszybsze ścieżki. Początek meczu w naszym wykonaniu wyglądał tak, jakby zawodnicy jaja zostawili w domu. Niestety, w żużlu jeździ się tam, gdzie można się rozpędzić, a nie gdzie jest najłatwiejsza linia jazdy. Po prostu trzeba jechać z przysłowiowymi jajami. W Gnieźnie jechaliśmy jak panienki, tak samo było w sobotnim meczu z Orłem. Stąd wziął się taki wynik. Co się stało z Krystianem Pieszczkiem? Zawalił już drugi mecz na własnym torze w tym sezonie. Zdobył 6 punktów z dwoma bonusami, jednak w tym jego ostatnim biegu było już po zawodach. W tym ostatnim biegu pojechał tak, jak powinien jechać od samego początku. W swoim wcześniejszym wyścigu też było dobrze, walczył i blokował przez dwa kółka Łoktajewa, ale potem znowu pojechał kurczowo przy krawężniku, czyli zupełnie inaczej niż zawodnicy z Łodzi. Moi zawodnicy widzą i mówią na odprawach, że rywale jeżdżą po zewnętrznej, a w trakcie wyścigów nie jadą ścieżką, która niesie. Chcieliśmy tor do walki i taki jest. Problem jest taki, że u nas nie ma komu walczyć. Nie obieramy ścieżek. Możemy szukać, zmieniać silniki, tunerów, menedżera, ale jeżeli zawodnik nie będzie jechał optymalną ścieżką, to żaden trener czy menedżer nie pomoże. Nie pomogłyby nawet podstawione silniki od Ryszarda Kowalskiego dla całej drużyny. Przejdźmy do kolejnego zawodnika. Co stało się z Rasmusem Jensenem, który w tym - a także w poprzednim sezonie - przyzwyczaił wszystkich do solidnych zdobyczy? W starciu z Orłem zdobył zaledwie dwa punkty i nie pokonał żadnego przeciwnika. Rasmus ma chwilowe problemy sprzętowe. Musi sobie to poukładać i wtedy wróci na swój solidny poziom i będzie robił te 9-10 punktów. Jesteśmy po rozmowie z całą drużyną. Wyciągnęliśmy na wnioski, zawodnicy powiedzieli co ich boli, ja i prezes Tadeusz Zdunek również przemówiliśmy. Od poniedziałku zabieramy się do roboty. Nie ma co siedzieć i płakać, sezon jeszcze się nie skończył. Straciliśmy punkty, więc musimy odrabiać oraz nie dopuszczać do takich sytuacji, że na własnym torze wyglądamy jak początkujący żużlowcy. Juniorzy też jadąc w trójkę nie mogą się sami wywracać. To nie są zawodnicy, którzy dopiero rozpoczęli jazdę na żużlu. Piotrek Gryszpiński ma 21 lat, Alan Szczotka 20 lat. Powinni szykować się do wieku seniorskiego i jechać jak z nut, a tutaj popełniają głupie błędy. Musimy im pomóc je wyeliminować. Tylko ciężką pracą możemy do czegoś dojść. A co właśnie dzieje się z Piotrem Gryszpińskim? To już kolejne zawody, gdzie zalicza upadek. Niepokojąco to wygląda. Piotrek jest ambitnym chłopakiem. On dobrze wie, że po tym sezonie przejdzie do grona seniorów i chce się jak najlepiej pokazać, żeby znaleźć zatrudnienie na 2022 rok. Myślę, że w niektórych momentach zbyt ambitnie podchodzi do jazdy, stąd biorą się te upadki. Każdy musi spokojnie usiąść i popracować nad sobą. My - jako klub - robimy wszystko, żeby im pomóc. Widać, że praca wykonana z Michałem Gruchalskim przyniosła już efekt. Miejmy nadzieję, że reszta zespołu też poukłada wszystkie rzeczy. Nic, tylko pracować. Zimą mówił pan, że duet Gryszpiński - Szczotka będzie jedną z najlepszych juniorskich par. Wciąż tak pan uważa? Na pewno stać ich na to. A czy będą? To w dużej mierze zależy już od nich samych. Mają komfortowe warunki do rozwoju, w klubie wszystko zapewniamy im na najwyższym poziomie. Teraz sprawy leżą w ich rękach. Widzę w nich potencjał, mogą być wiodącymi juniorami w lidze, tylko my za nich nie wsiądziemy na motocykle i nie pojedziemy. Michał Gruchalski tym występem wywalczył sobie miejsce w składzie na następne mecze? Początek był dobry w jego wykonaniu, później spuścił z tonu i pojawiły się na jego koncie dwa zera. Nie od razu Kraków zbudowano. Jeszcze trzy mecze temu Michał był daleko w polu. Widać, że zaczyna iść w dobrym kierunku. Dajmy mu chwilę. Dostanie ode mnie szansę w następnym meczu. Liczę, że się rozjeździ, złapie rytm i potwierdzi coraz lepszą dyspozycję. Nie jest sztuką teraz ściągnąć nowego zawodnika i Michała odstawić. Nie po to pracowaliśmy przez ostatnie dwa tygodnie, żeby całą pracę zburzyć. Nic się nie dzieje od pstryknięcia palcem. Potrzebujemy trochę czasu. Jak to się dzieje, że dwóch zawodników (Kułakow i Jamróg) robi w granicach kompletu punktów, a reszta jest daleko w polu? I to na własnym torze. Wychodzą problemy tych zawodników i oni muszą nad nimi popracować. My podpowiadamy i staramy się im pomóc, jednak nikt z klubu nie wsiądzie na motocykl i nie wykona tej pracy za nich. Nie mówmy o samym dopasowaniu, tylko popatrzmy którędy jeździli zawodnicy. Zwycięzcy jeżdżą na meczach szeroko i szybko, wykręcają czasy w granicach 63 sekund. W ostatnich czterech latach takie czasy się nie zdarzały, dlatego nie zwalajmy na dopasowanie, czy na tor. Jak zawodnik wygrywa start i z dużą przewagą przyjeżdża z przodu, a chwilę później daje się wyprzedzać po zewnętrzej, to nie jest wina nawierzchni, tylko obranego toru jazdy. Idąc tym tropem możemy znaleźć 15 milionów innych wymówek - np. było za ciepło, za zimno, bo rano padało, wstałem lewą a nie prawą nogą itd. Nie wywiesza pan białej flagi? Wciąż wierzy pan, że znajdziecie się w play-offach i tam powalczycie o awans? Oczywiście, że tak. Dopóki jest szansa, to do końca będziemy walczyć. Najprościej byłoby usiąść w kącie i płakać. Może większość ludzi tak by zrobiła. My natomiast będziemy wierzyć i walczyć do samego końca. Jesteśmy dopiero po pięciu meczach, więc niczego nie przegraliśmy. Nie róbmy jakiegoś dramatu i nie mówmy że coś się zawaliło. Dopóki mamy matematyczną szansę, nie odpuścimy. Cel się nie zmienia. Naszym piewszym celem jest dostanie się do play-offów. Jak Michał Gruchalski poczuł rywalizację, to nieznacznie poprawił swoją formę. Może Krystianowi Pieszczkowi lub Rasmusowi Jensenowi ta rywalizacja jest też potrzebna? Zawodnicy się zgłaszają? Do wzięcia jest m.in. Dawid Lampart. Powiem tak - jeśli ktoś chce narobić bigosu i utrudnić sobie pracę, to może ściągnąć do swojego klubu dziesięciu zawodników i co mecz nimi rotować. Moim zdaniem takie podejście nie przynosi ani stabilizacji, ani spokoju w pracy. W tej chwili nie szukamy żadnych wzmocnień. Mówimy o teoretycznych wzmocnieniach, bo nie wiemy, czy Dawid Lampart będzie lepszy. Możemy tylko gdybać. Równie dobrze może przywozić cztery punkty, a taka zdobycz nie zmieni naszej sytuacji. Nie potrzebujemy zawodników, którzy będą dojeżdżać do mety, tylko takich, którzy będą punktować. Przed pana zespołem teraz dwumecz z Arged Malesą Ostrów. Drużyna Mariusza Staszewskiego jest bardzo doświadczona. Jak pan ocenia jej siłę rażenia? A który zespół jest słaby w eWinner 1. Lidze? Unia Tarnów. To prawda, że obecnie Unia Tarnów ma największy problem. W eWinner 1. Lidze nie ma słabych zespołów. Każdy jest silny, a po wynikach widzimy, że liga jest nieprzewidywalna. Mówimy o sile drużyny z Ostrowa, która przegrała u siebie z Cellfast Wilkami Krosno. Zobaczymy. Pojedziemy walczyć o wygraną. Nie mówię, że jedziemy na łatwy teren. Mecz na pewno będzie ciężki, będzie z kim się pościgać. Nastawiamy się na twardą walkę o meczowe punkty i tyle. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź