W swoich trzech pierwszych biegach Wiktor Jasiński zdobył 7 punktów, dwa wyścigi wygrał. Dobre wyniki osiągał korzystając z opon Anlasa. W 12. biegu już nie miał żadnej na podorędziu, założył więc oponę Mitasa i przywiózł zero. Przed 12. biegiem Stal przegrywała z Włókniarzem 31:35. Jasiński przed chwilą wygrał 11. wyścig, przywożąc za plecami Leona Madsena i Kacpra Worynę. Stal chciała pójść za ciosem, Jasiński w parze z Szymonem Woźniakiem miał zmniejszyć straty. Gorzowska para przegrała jednak 2:4 z częstochowskimi juniorami i goście uciekli na 6 punktów. Wszyscy drapali się po głowie i zastanawiali, jak to możliwe, że szalejący przed momentem Jasiński w tak ważnym biegu nie istniał. Okazało się, że już zużył zapas opon Anlasa i musiał skorzystać z innej. Nikt w sztabie szkoleniowym nie wpadł na to, żeby Jasiński mógł kontynuować zawody, korzystając z tureckich opon. I wcale nie trzeba było ich sprowadzać, bo były pod ręką, leżały w parku maszyn. Można było pożyczyć jedną od innego zawodnika Stali. Trudno natomiast mieć jakiekolwiek pretensje do Jasińskiego. To amator, który zarabia o wiele mniej od seniorów i nie stać go na takie zakupy, na jakie mogę sobie pozwolić gwiazdy Stali. Natomiast jak kapitalnie znaczenie miał ten wyścig pokazuje końcowy wynik, czyli 46:44 dla Włókniarza. Wystarczyło, żeby feralny bieg z Jasińskim zakończył się rezultatem 3:3, zamiast 2:4, i Stal cieszyłaby się z remisu. W żużlu liczą się detale. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź