Powoli, bardzo powoli cichną echa wyjątkowego finału GP w Toruniu. Chodzi o finał finałów czyli o ostatnią rundę, która odbyła się w minioną GP sobotę. I ja tam byłem, widziałem, dopingowałem-ale nie mogę powiedzieć, że "miód i wino piłem", bo skończyło się na dwóch żurkach i zupie ziemniaczanej spożytych w dużym tłoku. Finał był wyjątkowy po pierwsze dlatego, że oglądaliśmy na Motoarenie mecz Polska-Rosja, który zakończył się odwrotnie niż podium ostatecznej kwalifikacji, w której nasi sąsiedzi ze Wschodu byli na pierwszym i trzecim miejscu, a Polska na drugim. W samym finale, ku radości kompletu publiczności Polska wygrała 4-2. Już się przyzwyczailiśmy, że o ile co roku juniorzy swoją światową rywalizację U-21 kończą w czeskich Pardubicach, o tyle seniorzy właśnie w Toruniu. Ale wszystko musi mieć swój koniec. W przyszłym roku, Anglików z BSI (Benfield Sport International) zastąpią Amerykanie z Discovery i robią zmiany (ale też ich nie robią - o czym za chwilę). Jedną z tych zmian jest fakt, że turnieju finałowego w Czechach już nie będzie, a miało to miejsce w ostatnich bodaj pięciu latach. Z kolei w IMŚJ przykładem braku zmian będzie to, że odbędą się tak, jak w tym sezonie i w latach ubiegłych, poza pandemicznym rokiem 2020 - trzy turnieje. Tyle, że będą one przeprowadzone w tym samym dniu, co "dorosłe" GP (zamiast Pardubic będzie "Marketa" w Pradze, a więc Czechy zostają) i m.in. Toruń, gdzie rywalizacja ma się zakończyć. Czy natomiast "dorosłe" GP zakończy się w Toruniu? Nie wiadomo, bo "grozi" nam powrót GP do Australii, co było przedsięwzięciem z punktu widzenia promocji żużla bardzo fajnym, ale kosztownym i technicznie trudnym, zważywszy na piekielne obostrzenia anty-COVID-owe, które wprowadziła Australia. Słowo "piekielne" jest uzasadnione, bo mało kto wie o tym, że nawet Australijczycy z paszportami swojego państwa przez kilkanaście miesięcy nie mogli wrócić do własnej ojczyzny w ramach antykoronowirusowego "cordon sanitaire". Zatem zakończy się pewnie tym, że metą cyklu GP będzie miasto Kopernika i pierników, a nie kraj kangurów i misia koali. Wrócę jeszcze, do, powtarzam, historycznego finału GP, bo doprawdy bardzo rzadko się zdarza, aby w biegu finałowym wystąpili wyłącznie obywatele tego samego państwa. Ale tak właśnie było w sobotę w Toruniu, bo przecież poza Zmarzlikiem i Janowskim, co oczywiste, również Atriom Łaguta i Emil Sajfutdinow mają polskie obywatelstwo. Uśmiechnę się teraz i powiem, że obaj rosyjscy żużlowcy z polskimi dowodami osobistymi są na tyle lojalni wobec państwa polskiego, że w Speedway of Nations w Manchesterze w barwach Rosji nie pojadą. Wiem, wiem, zatarg z rosyjską federacją motorową i uzasadnione pretensje Emila oraz Artioma o brak sponsorów - ale fakt jest faktem. Cieszę się, że po raz szósty z rzędu odbyły się pod moim Patronatem Honorowym (2016-2021) IMŚJ - i po raz czwarty wygrał w nich Polak: dwa razy Maksym Drabik, oraz Bartek Smektała i teraz Kuba Miśkowiak. Nowy mistrz świata juniorów, który w zeszłym roku był wicemistrzem Europy powiedział mi, zanim zdążyłem mu wręczyć puchar za zwycięstwo, że denerwował się przed ostatecznym turniejem tak, że w nocy nawet nie spał... Ale skończyło się happy-endem. Wszystkich kibiców zapraszam już pojutrze, w sobotę, do Rybnika na 14:45, gdzie pod moim Patronatem Honorowym odbędzie się mecz Polska-Reszta Świata będący też pożegnaniem trenera Marka Cieślaka w roli naszego "Narodowego".