Marek Grzyb, prezes Moje Bermudy Stali Gorzów, publicznie domaga się od PGE Ekstraligi, by wynegocjowała wielką kasę za nowy kontrakt telewizyjny na lata 2022-24. Inni nie mówią tego głośno, ale liczą, że skoro piłkarska PKO BP Ekstraklasa dostała w tym roku blisko pół miliarda (220 milionów za sezon, z czego 180 milionów z Canal+ i 40 milionów z TVP) za przedłużenie umowy o dwa lata, to żużel zasługuje na więcej niż 100 ‘baniek”. Zwłaszcza że oglądalność najlepszych spotkań speedway’a przekracza 200 tysięcy. Piłkę w nSport+ ogląda średnio 100 tysięcy. Z kręgów zbliżonych do PGE Ekstraligi słyszymy jednak, że prezesi klubów mogą swoje wyliczenia między bajki włożyć. Po pierwsze, dlatego że jednak porównywanie piłki z żużlem nie ma większego sensu. Żużel jest popularny głównie w ośrodkach, gdzie są kluby, a piłkę znają wszyscy. Poza tym żużel ma do zaoferowania 64 mecze w sezonie i jazdę przez pół roku. Piłka nożna to 240 spotkań i 11 miesięcy grania. Nawet z punktu widzenia interesów telewizyjnej stacji nie warto lokować dużej kasy w produkt, który nie ma wielkiej siły rażenia. Naszym zdaniem 100 milionów, które chce PGE Ekstraliga za umowę na lata 2022-24, to taka kwota w sam raz. Poprzednia umowa była na 60 milionów, więc oczywiste wydaje się, że teraz telewizja musi coś dołożyć. 100 milionów jest możliwe z racji tego, że prócz Canal+ w szranki stanął Eurosport. Jest też Eleven Sports, który chętnie weźmie sublicencję. Od razu trzeba też jednak dodać, że w czasach koronawirusa nikt nie da więcej, więc prezesi mogą zapomnieć o piłkarskich gażach.