46-letni Gollob od kwietnia przebywa w Wojskowym Szpitalu w Bydgoszczy, gdzie trafił po wypadku na motocrossie, do którego doszło 23 kwietnia na treningu, przed mistrzostwami strefy północnej w Chełmnie. W wyniku upadku sportowiec doznał bardzo poważnej kontuzji kręgosłupa. Obecnie przechodzi rehabilitację, walcząc o odzyskanie pełnej sprawności, bo nie ma czucia w nogach. - Spotkanie z państwem doszło do skutku, bo Tomek wyraził zgodę na to spotkanie. Długi czas nie mógł się zdecydować. Drugi powód jest taki, że zbliżamy się do końca rehabilitacji w naszym szpitalu. Dalsza rehabilitacja będzie ambulatoryjna, do końca miesiąca planowane jest wypisanie ze szpitala - powiedział doktor Cezary Rybacki, ordynator Oddziału Klinicznego Pulmonologii i Alergologii w 10 Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką SP ZOZ w Bydgoszczy, przypominając kalendarium wydarzeń od momentu feralnego wypadku i potwierdzając fakt, że doszło do uszkodzenia rdzenia kręgowego na wysokości kręgów piersiowych. - Ogólny stan zdrowia Tomka jest bardzo dobry, ale cały czas wymaga rehabilitacji. Nadal niestety utrzymuje się głęboki niedowład kończyn dolnych - dodał specjalista. Po wypadku Gollob został niemal natychmiast zoperowany przez kierownika Kliniki Neurochirurgii prof. dr. hab. Marka Harata. Po zabiegu przebywał na oddziale intensywnej terapii. - Operacja została wykonana niecałe trzy godziny od urazu. Obrażenia były bardzo poważne. Cały czas rehabilitacji i siedem miesięcy pobytu mistrzu w szpitalu przebiega tak, jak można oczekiwać. Są momenty lepsze i gorsze. Istnieją zagrożenia na przyszłość, ale jest nadzieja, że obejdzie się bez kolejnych operacji. Oczekujemy, że może pojawić się powrót funkcji rdzenia, ale może być też tak, że chodzenie może wymagać zaprotezowania i to będzie wyzwanie dla Tomka dla aktywnego życia w społeczeństwie. Prawdopodobnie egzoszkielet będzie wspomagał rehabilitacje i umożliwiał poruszanie się - powiedział prof. Harat. Wreszcie głos zabrał najważniejszy bohater konferencji. - Witam serdecznie po tak długim czasie nierozmawiania z państwem. Wszystko było przemyślane, czas był potrzebny, żebym się oswoił z sytuacją. Zacznę od szeregu podziękowań dla całej sportowej Polski, która w dniu mojej tragedii się zjednoczyła i pokazała wielkie serce. Spotkało mnie to od pierwszego dnia i zrobiło wielkie wrażenie - powiedział wzruszony Gollob. Następnie podziękował szpitalowi, który przez około 30 lat stał się dla niego "drugim domem". - Profesorowie, którzy na co dzień mi pomagali, mogli mnie wspomóc w tym problemie. Jakiś czas temu gdy naprawiano mi nogę i też miałem uraz kręgosłupa. Prof. Harat powiedział mi, że trzeba powoli kończyć, bo "więcej części zapasowych do mojego kręgosłupa nie ma". To był pierwszy dzwonek, na który pewnie powinienem był zareagować - przyznał legendarny żużlowiec. - Dziękuję ekstralidze żużlowej, która tak mocno zaangażowała się w moją pomoc oraz PZM, który uruchomił fundację, by pomagała mi w nadchodzącym czasie, długim i ciężkim dla mnie. Daleka przede mną droga, na którą się nastawiłem i nie mam zamiaru się poddawać. Jest bardzo ciężko, ale to wyzwanie i mam nadzieję, że jakiś czas będzie lepiej - wyznał Gollob. Zapytany o sam moment wypadku, niewiele miał do powiedzenia. - Kompletnie nic nie pamiętam. Dopiero po tygodniu od wypadku odnalazłem się. Nie mogłem od razu funkcjonować. Wypadku nie pamiętam do dnia dzisiejszego - wytłumaczył. - Cała moja kariera przez 40 lat była traktowana poważnie. Wyjazd na zawody był przygotowany, nie był przypadkowy. Miałem przygotowane kolejne 10 lat funkcjonowania w sporcie, nie tylko żużlowym, ale też dakarowym. To, co było, zamknęło mi szansę rywalizacji w jakimkolwiek sporcie. Nie będę się krył z jazdą na wózku, a jednocześnie pracując nad sobą, by robić postępy - opowiedział najlepszy polski żużlowiec w historii. Jedne z pierwszych słów, które prof. Harat skierował do Golloba, szczególnie zapadły mu w pamięci. "Tomku, trzeba to umieć zrozumieć"... To były bardzo mądre słowa - zamyślił się 46-latek. Na koniec Gollob podkreślił, że przed niczym nie będzie uciekał, również przed wizytą na zawodach żużlowych. - Kilka pierwszych miesięcy takich potrzebowałem, bo proszę sobie wyobrazić, w jakiej nagle znalazłem się sytuacji, ale teraz traktuję to normalnie. Zobaczymy, w jakim będę stanie za sześć lat, czy poczynię takie postępy, jak Australijczyk Leigh Adams - dodał pełen nadziei. AG