Nasz najbardziej utytułowany żużlowiec bardzo długo pracował na to, by w 2010 roku zdobyć jedyny raz tytuł indywidualnego mistrza globu w speedwayu. To niewiarygodne, że przez dwadzieścia lat był w ścisłej światowej czołówce, a złoty medal wywalczył dopiero w wieku 39 lat. To tylko pokazuje, że bydgoszczanin jest sportowcem z krwi i kości. Po drodze ulegał wielu ciężkim wypadkom, które już nieraz mogły mu przetrącić karierę, ale nigdy nie składał broni. Jego trud w końcu został nagrodzony. Teraz z taką samą pasją "profesor speedwaya" walczy o powrót do sprawności po tragicznym wypadku na torze motocrossowym. 47-letni Gollob obecnie przebywa w szpitalu w Bydgoszczy, gdzie jest poddawany ciągłej rehabilitacji. Z kamerą mistrza odwiedził reporter stacji nSport+. Mimo grymasu bólu na twarzy, multimedalista najważniejszych imprez na świecie daje świadectwo heroicznej walki ze swoimi słabościami. - Kosztuje mnie to dużo zdrowia i energii, ale żywię nadzieję, że mi się uda. Przynajmniej w jakimś stopniu, w większym procencie. Wierzę w to - powiedział z przekonaniem bohater wywiadu, ale jednocześnie ma świadomość, że przed nim piekielne wyzwanie. - Dzisiaj jestem u podnóża szczytu, który przede mną stoi - podkreślił. Gollob dziękował za wsparcie wielu osobom, a pewnie ku zaskoczeniu sporej liczby kibiców osobną wdzięczność skierował do Piotra Protasiewicza. W szczytowym okresie karier obaj zawodnicy nie mieli - delikatnie mówiąc - najlepszych relacji, ale teraz wszystko to, co działo się w sporcie, zeszło na dalszy plan. "Pe Pe" udowodnił, że jest przede wszystkim wrażliwym człowiekiem. - Cóż, widocznie tak miało być. W najbliższych miesiącach i latach czeka mnie długa i ciężka praca, którą wykonuję. Muszę zdobyć kolejne mistrzostwo świata i ja chcę to zrobić - zapewnił Gollob ze szpitalnego łóżka. AG