Modne jest powiedzenie, że jeśli umiesz o czymś marzyć, umiesz także to osiągnąć. Pięknie brzmi, ale niewiele ma wspólnego z prawdziwym życiem. Bardzo często nawet w samym żużlu trafiają się zawodnicy, co do których pojawia się pytanie: po co on jeszcze jeździ? Jakiś czas temu uwagę na to zwracał Jacek Frątczak, który mówił, że spora część juniorów startuje tylko dlatego, by spełniać marzenia, a w tym sporcie nie mają większych szans. Talent bowiem objawia się u żużlowca przeważnie już na wstępnym etapie kariery. Jak go nie widać, to widocznie go nie ma. Szymon Grobelski to wychowanek bydgoskiej Polonii, w której jednak zbyt wiele nie pojeździł. Dużą część ligowej kariery spędził na wypożyczeniu w łódzkim Orle. Nie był perełką speedwaya, ale nie można stawiać znaku równości między nim a totalnie niewyszkolonymi zawodnikami, którzy biorą łuk na dwa razy. Grobelski jednak miał nieprawdopodobną ilość upadków i zawinionych przez siebie niebezpiecznych sytuacji na torze. To powodowało, że czasem stojąc koło niego pod taśmą pojawiała się u rywali swego rodzaju niepewność. Jako najbardziej spektakularny upadek Grobelskiego można wskazać ten podczas Nice Cup w Krakowie w 2015 roku, kiedy to zderzył się z Rafałem Malczewskim. Bydgoszczanin nie chciał odpuścić walki o pierwsze miejsce i w pewnym momencie ostro wszedł pod łokieć rywala, powodując jego bardzo poważny upadek. Zawodnik Włókniarza z dużym impetem uderzył w tor, następnie w bandę. Przez pewien czas był oszołomiony. Grobelski zaś wyleciał w powietrze i wylądował w pasie bezpieczeństwa. Gdyby to była jakaś mała skocznia narciarska, z pewnością zakręciłby się w okolicach jej rekordu. Po zawodach winowajca niewiele pamiętał. - Powiem szczerze, że pamiętam tylko jak Rafał Malczewski mnie wyprzedził, a potem podbiło mnie na koleinie. Rozprostowało mnie, skantowałem motor i nadziałem się na jego koło, a potem dmuchana banda wybiła mnie w powietrze. Później zrozumiałem, że leżę na ziemi - przyznawał z rozbrajającą szczerością na łamach WP SportoweFakty.pl. Cudem było to, że Grobelski po czymś takim w ogóle wrócił o własnych siłach do parku maszyn. - Ale gaz trzymałem do końca! - rzucił jeszcze do trenera, czym wprawił niektórych w osłupienie. Wychowanek Polonii upadki miewał także... poza torem. Podczas jednego z treningów w Łodzi wpadł w parku maszyn na innego juniora swojej drużyny, Przemysława Portasa. To pokazuje, jak wielkie Grobelski miał problemy z opanowaniem maszyny. Bez ogródek mówił o tym sam Rafał Malczewski. - Taki ktoś nie powinien jeździć na żużlu. Ewidentnie widać, że Szymon nie myśli na torze, jak i poza nim. Jeżeli on w parku maszyn nie umie jeździć motocyklem, to co dopiero na torze. To nie moja sprawa, ale niech trener Kędziora weźmie go na rozmowę, bo może się to skończyć tragicznie. Całe szczęście, że jesteśmy cali, bo z opowieści ten wypadek musiał wyglądać fatalnie. Możemy jedynie dziękować Bogu, że tak się to skończyło - mówił również na SF. Wtórował mu Lech Kędziora. Kolejna taka sytuacja z udziałem Grobelskiego wywołała w środowisku dyskusję na temat tego, czy przypadkiem nie należałoby bardziej weryfikować umiejętności panowania nad maszyną adeptów aspirujących do bycia żużlowcem. Ostatecznie sprawa ucichła, a Grobelski jeździł dalej, choć już niedługo. Przed sezonem 2016 zdecydował z powodu braku sponsorów i perspektyw zakończyć sportową karierę. Z pewnością duża część rywali odetchnęła z ulgą po takiej deklaracji. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w samym 2016 roku mógł spowodować jeszcze kilka upadków. Szymon Grobelski jest jednak przykładem tego, że nie trzeba być żużlowcem, aby pracować w ukochanej dyscyplinie. Obecnie jest mechanikiem, pracował na przykład u Ricky'ego Wellsa. Decyzja o zakończeniu kariery była najlepsza z możliwych i chyba wiedział o tym sam zawodnik. Nadal jest w środowisku speedwaya, ale już nie jako czynny uczestnik biegów. Uprawianie tej dyscypliny po prostu nie było mu pisane i całe szczęście, że w obliczu tak wielu upadków, zakończył przygodę w jednym kawałku. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź</a>