Tak Władysław Komarnicki uciekał do NRD, do biurka i obowiązków Gdy 13 grudnia życie milionów Polaków wywróciło się do góry nogami, Władysław Komarnicki wyjechał za naszą zachodnią granicę. - Przede wszystkim chciałem się dostać do pracy. Ryzykuję wyjazd i udaje mi się przejechać wszystkie posterunki, na których zatrzymywano mnie po drodze. Nie wiem jak, ale przekonałem wszystkich strażników i milicjantów. Udało mi się przekroczyć granicę do DDR. Miałem tam biurko i obowiązki - wspominał w książce pod tytułem "W czepku urodzony". Robert Bagiński, autor bloga nadwarta.blogspot.com, były doradca premiera Kazimierza Marcinkiewicza, wyjaśnia, że przekroczenie granicy z NRD, to nie był żaden cud. - Nie trzeba być wziętym historykiem, ani opozycjonistą, aby wiedzieć, ze w pierwszych dniach stanu wojennego przez granicę nie mogła się prześlizgnąć nawet mysz - tylko komunistyczni dygnitarze, urzędnicy reżimu, agenci Służby Bezpieczeństwa lub współpracownicy niemieckiej STASI. Komarnicki był byłym sekretarzem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej - napisał były doradca premiera Marcinkiewicza. Szokujące słowa Władysława Komarnickiego o Solidarności Szokuje też dalsza część felietonu, która dotyczyła reakcji Władysława Komarnickiego na powstanie antykomunistycznego ruchu w kraju nad Wisłą. - Wiedziałem, że powstaje ruch. Bardzo poważnie myślałem o tym, żeby do niego wstąpić. Jednak na czele gorzowskiej "Solidarności" stanęli ludzie jak dla mnie z zerowym autorytetem. Uznałem, że nie mogę (...). Ja nie wstąpiłem do <Solidarności> tylko i wyłącznie dlatego, że tam było dużo ludzi, którzy liczyli na swoje 5 minut - wyjaśniał senator. Bagiński dodaje, że wielu z tych, o których opowiedział senator było internowanych, a potem dodatkowo przez komunistyczną władzę prześladowanych. Bagiński mówi, że kiedy on pławił się w luksusach wynikających z bycia dygnitarzem, inni ryzykowali wszystko. - On sam dobrze się ustawił przed 1989 rokiem, a jeszcze lepiej w wolnej Polsce. Wojna się nie skończyła. Przynajmniej wojna o pamięć i prawdę, o które Komarnicki nigdy się nie ocierał. W noc stanu wojennego uciekł, by awansować w służbie zbrodniczemu systemowi. Kilkadziesiąt milionów Polaków nie miało takiej opcji, bo byli przyzwoici - czytamy w blogu Nad Wartą. Władysław Komarnicki nie ma sobie nic do zarzucenia Przeszłość w partii jest Komarnickiemu wypominana nie pierwszy raz. W czasach komunizmu był sekretarzem PZPR w Gorzowskim Przedsiębiorstwie Budownictwa Przemysłowego. Potem także nadzorował ludzi pracujących na budowach w NRD. Dla niektórych to dowód, że był poważnym elementem tamtej władzy. Komarnicki pytany przez nas rok temu o partię odesłał nas do wywiadu-rzeka "W czepku urodzony", czyli tego samego, na który powołuje się Bagiński. Komarnicki nie ma sobie nic do zarzucenia.