Prezes i sponsor łódzkiego zespołu Witold Skrzydlewski przed sezonem nie ukrywał, że chce wprowadzić drużynę do I ligi. Po włamaniu do klubowego budynku zastanawia się, czy dalsze finansowanie zespołu ma sens. "Dla kogo mam to robić? Dla tych, co okradają własny klub? Bo do naszego budynku nie włamali się ludzie z ulicy. Ci, co tu przyszli doskonale wiedzieli, gdzie warto zajrzeć. Nie ruszyli pokoju lekarskiego i szatni, bo tam nic nie ma. Pozostałe pomieszczenia dokładnie spenetrowali i zdemolowali" - powiedział Skrzydlewski. Złodzieje zabrali m.in. cztery kevlary i... 24 butelki szampana, które zostały po ostatnich zawodach. Straty oszacowano na ok. 30 tys. zł. "Tu nie chodzi o te pieniądze, bo w łódzki żużel włożyłem już znacznie więcej. Wkurza mnie jednak brak szacunku dla cudzej pracy i pieniędzy. Ludzie za darmo tyrali na tym obiekcie, a ktoś przyszedł i zniweczył ich wysiłek. Najgorsze jest to, że zrobiły to osoby, które wcześniej przychodziły na stadion i nie wierzę w to, że nie są znane innym kibicom. Takich kevlarów nikt przecież nie sprzeda, bo są zbyt charakterystyczne. Pewnie powieszą je sobie w domu i będą się chwalić, że mają takie pamiątki" - mówił wzburzony sponsor. Zdaniem Skrzydlewskiego pretekstem do włamania mogła być zmiana firmy zabezpieczającej mecze żużlowe na obiekcie Orła. W niedzielę nowi ochroniarze skrupulatnie pilnowali, by wszystkie osoby wchodzące na indywidualny turniej o Puchar Miasta Łodzi miały ważne bilety. Dzień później pracownicy klubu po przyjściu do pracy zastali zdemolowany budynek. "Może komuś to się nie podobało i postanowił się zemścić? Tylko co to za powód? Przecież za bilet z programem meczowym trzeba zapłacić tylko 15 zł. Nie jest to wygórowana cena. Od lat inwestuję własne pieniądze w zawodników i obiekt. Ostatnio wymieniliśmy ogrodzenie i założyliśmy foteliki w loży VIP. Nasi zawodnicy jako jedyni w II lidze jeżdżą w jednakowych kevlarach. Ludzie jednak tego nie szanują. Kiedyś na meczu skradziono mi telefon. Teraz okradziono cały klub. Jak patrzę na to, co się dzieje, to wszystkiego mi się odechciewa" - powiedział Skrzydlewski. Dodał, że nie podjął jeszcze decyzji, czy nadal będzie finansował klub. "Żużel to wielka pasja mojej córki i głównie dla niej utrzymuję klub. Naszym celem w tym roku był awans do I ligi. Teraz zastanawiam się, czy warto dalej to ciągnąć. Jeśli zostanę, to tylko na rok. Jeśli uda mi się wprowadzić zespół do I ligi, to na tym zakończę swoją przygodę z żużlem. Niech inni się martwią, co dalej robić. Ja mam już dość" - zakończył Skrzydlewski.