Grand Prix Europy rozpocznie batalię o indywidualne mistrzostwo świata. Organizacja takiego turnieju nie jest prostą sprawą, ale dopóki prezes Rusko stoi na czele wrocławskiego klubu, dopóty mieszkańcy tego miasta mogą być spokojni o sportową promocję stolicy Dolnego Śląska. Przejażdżka rowerem czy motocyklem? Co by Pan wybrał? Oczywiście rowerem! W moim wieku trzeba już myśleć o zdrowiu, niemniej czasem sprawdzam swoim sił na ścigaczu. Skąd wobec tego zamiłowanie do "czarnego sportu"? Od dziecka z wypiekami na twarzy oglądałem zawody na Stadionie Olimpijskim. Żużel jest po prostu w moich genach. Nigdy jednak nie przypuszczałem, że kiedyś będę dowodził wrocławskim klubem, ale życie płata różne figle. W 1992 roku trzy dni mnie namawiano do objęcia sterów Sparty, która wówczas była w bardzo trudnej sytuacji. Teraz z perspektywy czasu na pewno bym się na to nie zgodził. Cena jest bowiem zbyt wysoka. Wszystko odbywa się przede wszystkim kosztem rodziny. Ja na co dzień zajmuje się przecież biznesem, więc dzieląc czas między karierą zawodową i działalnością w klubie, brakuje go dla rodziny. Wrocław od wielu lat gości elitę żużlowców. W przeprowadzeniu zawodów na Stadionie Olimpijskim nie przeszkodziło nawet słynne oberwanie chmury w 1992 roku, kiedy ostatecznie triumfował Gary Havelock. Jak wygląda przepis na organizację takiego turnieju? Trzeba mieć wokół siebie grupę osób, profesjonalistów, gotowych także na poświęcenia i kierować się zasadą, żeby nie wypaść gorzej niż poprzednio. My właśnie staramy się by każda impreza nie była gorsza od poprzedniej. Wrocław ma spore doświadczenie w organizacji dużych imprez, nie tylko sportowych. Nam ścieżki przecierał Lucjan Korszek, wybrany działaczem pięćdziesięciolecia sportu żużlowego. Od 1995 roku, kiedy zorganizowaliśmy pierwsze zawody Grand Prix, jakoś sobie radzimy i myślę, że wyznaczamy standardy. W jaki sposób można sobie zaskarbić zaufanie szefów BSI? To zaufanie wypracowaliśmy sobie systematyczną, ciężką pracą i co najważniejsze wywiązujemy się z terminów. Dzisiaj obie strony są przekonane do siebie. Ważna jest również dobra współpraca PZMot z naszym klubem. Co by Pan poradził innym ośrodkom w Polsce (np. Tarnów), które myślą o organizacji turnieju Grand Prix? Myśleć i chcieć mogą, ale muszą być w pełni świadomi obowiązku jakiego się podejmują. To bardzo loteryjne przedsięwzięcie, uzależnione od kibiców, pogody i sponsorów. Nie wolno być jednak hurraoptymistami. Mieliśmy już taki przypadek, konkretnie GP na Stadionie Śląskim, kiedy organizatorzy jednego z klubów ponieśli spore straty. Licytacja "kto da więcej" nie ma największego sensu. Czy organizacja takiego turnieju przynosi spory zysk, czy jest to jedynie sprawa budowania prestiżu danego ośrodka? To wszystko zależy głównie od frekwencji kibiców. Minimum 15 tysięcy na Stadionie Olimpijskim gwarantuje zbilansowanie imprezy, czyli zwrot kosztów. Pierwsze zyski to przynajmniej 20 tysięcy widzów. Najważniejsze, żeby tak jak wspomniałem wcześniej ta impreza nie była gorsza od poprzedniej. Ta góra gdzieś ma szczyt i trzeba liczyć się z wszelkimi konsekwencjami. Jakie atrakcje czekają na kibiców 30 kwietnia? Główną atrakcją są emocje związane z walką czwórki Polaków z najlepszymi na świecie. My gwarantujemy staranne przygotowanie i oprawę imprezy, m. in. pokaz sztucznych ogni, który w ubiegłym roku dał nam niezapomniane chwilę. Kibice jednak powinni przede wszystkim skupić się na dopingu dla Polaków, więc zapraszam do Wrocławia. Kto jest Pana faworytem do wygrania GP we Wrocławiu? Ja wierzę, że któryś Polaków. Jeśli mają wygrywać, to gdzie jak nie przed własną publicznością, na tych stadionach, które są im przychylne. Chciałbym żeby to był Tomek Gollob lub Jarek Hampel. Tomek Chrzanowski jeśli opanuje stres związany z debiutem w takiej imprezie, też nie pownien tanio sprzedać skóry. Kto zwycięży w tegorocznym cyklu Grand Prix? Jam widzę kilku faworytów, jednak bez zdecydowanego. Jednym z nich jest nasz Tomek Gollob, a oprócz niego najważniejsi to "Ricki", który będzie chciał wyrównać osiągnięcie Maugera, "Crumpie", który będzie chciał obronić trofeum oraz Nicki Pedersen, który myśli o powrocie na tron. Jest jeszcze grupa "młodych wilczków" takich jak Bjaerne Pedersen czy Hans Andersen, z którymi trzeba się liczyć. Rozmawiał: Rafał Dybiński INTERIA.PL jest patronem medialnym GP Europy