Jerzy Synowiec oburzony wnioskami Stali Gorzów o miejskie dotacje. Klub złożył w sumie trzy. Jeden na spółkę, drugi na stowarzyszenie, trzeci na sekcję piłki ręcznej. Gdyby je podsumować wyjdzie na to, że Stal chce z miejskiej kasy prawie 4 miliony złotych. - Więcej niż wszystkie pozostałe kluby razem wzięte - zwraca uwagę Synowiec, dodając, że trzy wnioski są złożone dla zaciemnienia obrazu. Radny rozbiera dotację na czynniki pierwsze. Pisze, że zajmujące się szkoleniem juniorów stowarzyszenie oczekuje dotacji w wysokości 1,6 miliona złotych. - To kilkaset tysięcy na juniora, w tym na szesnastoletniego Duńczyka, który nie zdążył odjechać w Gorzowie choćby jednego wyścigu - zwraca uwagę Synowiec. Zdaniem radnego żużlowa Stal chce wyjeść cały tlen z kasy miasta kosztem reszty gorzowskiego sportu. - To rak, który zeżre wszystko, nie dając żyć innym - podkreśla Synowiec. - Tak być nie może i nie będzie, bo śladem żużla idzie koszykówka, która żąda 3 miliony na kilka czarnoskórych zawodniczek, niemających pojęcia, gdzie naszego miasta szukać na mapie. Dylemat jest prosty - miliony dla pojedynczego żużlowca i koszykarki, a dla młodych gorzowskich zawodników w innych dyscyplinach po 50 złotych. Panie prezydencie - niech pan zatrzyma to szaleństwo. Wydaje się jednak, że w Gorzowie nikt i nic nie zatrzyma szaleństwa, o którym pisze radny. Klub musi pisać o duże dotacje, bo w listopadzie 2020 podpisał gigantyczne kontrakty, a teraz szuka, gdzie się da, środków na ich realizację. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź