"Pepe" w piątek podpisał kontrakt, w myśl którego ma reprezentować barwy zielonogórzan przez 3 najbliższe lata. Nie byłoby w tym fakcie nic niepokojącego, gdyby nie to, że jeszcze na początku poprzedniego tygodnia działacze "Gryfów" deklarowali, że rozmowy z Protasiewiczem są bliskie finalizacji. Takie zapowiedzi wskazywały na to, że żużlowiec raczej nie zmieni w kolejnym sezonie barw klubowych. Nic więc dziwnego, że wiadomość o transferze zawodnika spadła na kibiców niczym grom z jasnego nieba i wywołała falę krytyki skierowana w stronę uczestnika zeszłorocznego cyklu GP. Na swojej stronie internetowej Protasiewicz wyjaśnia: "Nigdy nie powiedziałem panu Sawarskiemu czy Tillingerowi, że jestem już gotowy do podpisania kontraktu i nie podaliśmy sobie rąk, pieczętując rozmowy. Skąd więc taka wersja w mediach? Nie chcę jednak, by to wszystko przekształciło się w medialną potyczkę, bo przecież zmieniłem tylko klub, pracodawcę, a nie miasto, w którym mieszkam" Trudno jednoznacznie określić, która ze stron konfliktu zawiniła. Czy winni są działacze chcący może w ten sposób wywrzeć presję na zawodniku? Czy może wina leży po stronie żużlowca, który pozwolił uwierzyć w to, że pozostanie w Polonii? Ocena jest trudna, dlatego najlepiej zachować obiektywizm i nie pozwalać się ponosić emocjom. Może światło na tę sprawę rzuci konferencja prasowa, jaką w piątek ma zwołać Piotr Protasiewicz. Zawodnik deklaruje, że wyjaśni mediom zaistniałą sytuację i ustosunkuje się do krytyki, która na niego spadła. Konrad Chudziński