Marian Wardzała znów trenerem, menedżerem, choćby nawet honorowym albo konsultantem ds. torowych w Unii Tarnów? Jeśli tak miałby wyglądać pierwszy krok w powrocie do normalności #nowaUnia, to ja ten pomysł kupuję i podpisuję się pod nim obiema rękami i nogami. W środę w mediach społecznościowych tarnowskiego klubu pojawiło się zdjęcie P.O prezesa Grzegorza Habla w towarzystwie pana Mariana Wardzały. Panowie uśmiechają się na fotce od ucha do ucha. Wardzała senior został zaproszony przez tymczasowego szefa klubu na kawę i pogadankę o tarnowskim torze. Dla pana Grzegorza, ale podobnie jak dla większości tarnowian intersujących się speedwayem Wardzała jest postacią wyjątkową, wręcz pomnikową. Był przy drużynie zarówno w latach tłustszych jak i chudszych. Teraz Unia trafiła na gorszy okres, klub popadł w problemy finansowe, a na domiar złego spadł z hukiem na najniższy szczebel ligowy. A powszechnie wiadomo, że jak trwoga, to do ludzi, którzy poznali smak okresu, w którym klubu nie było stać nawet na przysłowiową oponę. Prezes nie kryje się z tym, że nie ma zielonego pojęcia przygotowaniu nawierzchni więc uderzył do pana Mariana, który z Unią Tarnów świętował mistrzostwo Polski w 2004 oraz 2005 roku i w tej materii jest fachowcem najwyższej próby. To dzięki panu Marianowi Tomasza Golloba okrzyknięto w Tarnowie królem szerokiej bez podziału na kategorie. Mistrz świata z 2010 roku mógł przyjeżdżać na Unię bez mechaników. Zakładał przełożenia te co zawsze, podjeżdżał pod pola startowe, odkręcał manetkę i właściwie tyle go widzieli. Reszta nie łapała się na szprycę. Wardzała jak nikt inny opanował do perfekcji magiczną sztukę przygotowania nawierzchni owalu w Mościcach. Toromistrz był przedłużeniem jego ręki, a jak trzeba było to pan Marian sam wsiadał w polewaczkę lub traktor, zapinał bronę i od rana do wieczora pielęgnował nawierzchnię byle tylko jego zawodnicy czuli się na torze jak w swoim własnym łóżku. Czyli wygodnie i komfortowo. Podejrzewam, że gdyby teraz zaproponowano mu prowadzenie zespołu i tylko, to należałoby do jego kompetencji, nie usiedziałby w parku maszyn, tylko zaraz szukałby kluczyków do traktora. W ostatnich latach za tor w Tarnowie odpowiadał Paweł Baran, ale drużyna nie miała ze swojej nawierzchni żadnego pożytku. Rywale przyjeżdżali na Unię jak po swoje, tłukli zespół na kwaśne jabłko i z pieśnią na ustach wracali do domu. A kiedyś owal w Jaskółczym Gnieździe to była twierdza. Rywale łamali sobie tutaj zęby, wielu zawodników po prostu go nienawidziło i dostawało białej gorączki na myśl o wyjeździe do Tarnowa. To już przeszłość, którą można powspominać jedynie na starych nagraniach. Teraz gospodarze witają przyjezdnych z otwartymi ramionami, punkty oddają na srebrnej tacy. Wardzała mógłby być lekiem na tę bolączkę. No, bo jak nie on, to kto? Jeszcze niedawno, za rządów prezesa Łukasza Sadego pan Marian był traktowany niczym persona non grata, odstawione na boczny tor piąte koło u wozu. Przyjął ten fakt z pokorą, choć w głębi duszy było mu na pewno przykro. Wardzała senior jest jednak typem człowieka, który nie wylewa żali w mediach. Od Unii, w której słusznie ma status legendy nigdy się jednak nie odwrócił. Kiedy tylko mógł chodził na stadion. Zazwyczaj nie wychylał się. Skoro działacze zamknęli przed nim drzwi, to on nie pchał się tam gdzie nie jest mile widziany. Siedział schowany gdzieś na pierwszym wirażu wśród znajomych, pomiędzy kibicami, którzy co rusz do niego przychodzili, aby podpytać o zdrowie i porozmawiać o żużlu. Czasami żartowano, że najpierw jest Unia, a potem dopiero żona. Kocha ją na zabój, dałby się za nią pokroić i tak jak pisaliśmy w naszej porannej publikacji, nigdy by jej nie odmówił. W komentarzach pod fotografią jednej z największych postaci tarnowskiego czarnego sportu i prezesa zapanowała euforia. Kibice są wniebowzięci. Takiej lawiny pozytywnych wpisów na tym profilu nie pamiętają chyba najstarsi górale. Fani mają nadzieję, że zobaczą znów Wardzałę dowodzącego drużyną, a jeśli nie, to chociaż pełniącego ważną funkcję np. konsultanta ds. torowych. Miejsce na trybunie VIP, abstrahując od tego jaka by ona w Tarnowie nie była, ma już zapewnione. Nikt o nim nie zapomni, spokojna głowa. Zresztą pan Marian dostał już zaproszenie VIP na kończący sezon Memoriał Krystiana Rempały. 71-latek promieniał. Miał wstęp do parku maszyn, a w nim aż go roznosiło. Zbijał "misia" za "misiem" ze starymi znajomymi. Jakby po wielu latach odzyskał ukochaną zabawkę. Inna sprawa, że bardzo długo nie miał wstępu do parkingu i tak chwila była dla niego wyjątkowa. Mówił nam, że gołym okiem widać, iż idzie nowe, że z tymi ludźmi wreszcie da się normalnie, na poziomie porozmawiać, że jest szacunek do drugiego człowieka. To miła odmiana po rządach człowieka, który palił mosty, uważał się za zamkniętą w swojej własnej skorupie alfę i omegę, Prezes liczy, że wkrótce będzie mógł pochwalić się zdjęciem z Januszem Kołodziejem, a na jego liście jest też m.in. Sławomir Tronina, którego poprzedni szef wyrzucił na bruk. To są symbole dawnych sukcesów i ludzie, którym dobro Unii leży na sercu. Małe rzeczy tworzą pozytywną otoczkę. Gdyby jeszcze udało się podpisać nową umowę z Grupą Azoty, usłyszeć informację o wyprostowaniu części długów, a co za tym idzie odzyskaniu wiarygodności byłoby już całkiem "miodzio". Grzegorzu Hablu i Rado Nadzorcza idźcie tą drogą!