Każdy chciałby zatańczyć z gwiazdami Apatora W czwartek gruchnęła wiadomość, że Tomasz Bajerski nie będzie w przyszłym sezonie menedżerem eWinnera Apatora Toruń. Trener złożył rezygnację po spotkaniu z szefostwem klubu. Ci wezwali go na dywanik po publikacji naszego wywiadu z byłą partnerką Bajerskiego. Monika Cymańska wytacza przeciw menedżerowi grube działa. Pani Monika wyznaje, że Bajerski namówił ją na wzięcie kredytu na rozruch firmy transportowej, a gdy się rozstali została sama z pokaźnymi długami. Lista oskarżeń i żali jest dłuższa, a to, że Bajerski ma trochę brudu za uszami nie spodobało się działaczom. Pan Tomasz usłyszał, że musi jak najszybciej wyprostować swoje sprawy, bo te rzutują na wizerunek klubu. Apator po ściągnięciu dwóch armat - Emila Sajfutdinowa i Patryka Dudka ma w końcu po kilku latach turbulencji walczyć o mistrzostwo Polski i kiepski PR nie jest nikomu w Toruniu potrzebny. Menedżer uniósł się honorem, wyszedł z założenia, że nie ma sensu tkwić w układzie, w którym najważniejsze osoby w klubie mu nie ufają, więc rzucił papierami. I tak od kilkudziesięciu godzin w eWinner Apatorze panuje wakat na stanowisku menedżera. Stanowisku, na które chętnych na pewno nie brakuje. Wziąć zespół Apatora na sezon 2022, to jak zatańczyć z gwiazdami. Giełda nazwisk ruszyła zaraz po informacji o odejściu Bajerskiego. Jestem przekonany, że zanim państwo Termińscy sporządzili swoją listę kandydatów do zastąpienia 46-latka, paru "klientów" z CV już pchało się oknem, a telefon pana Przemka grzał się do czerwoności. Nie ma chyba obecnie osoby, która nie chciałaby się ogrzać w blasku dream-teamu (na razie na papierze) zbudowanego przez Apatora. Z Bajerskim już było o jedną kucharkę za dużo Tylko, czy jest w ogóle sens zatrudniać kogoś nowego, skoro na miejscu są Jan Ząbik, Tomasz Zieliński i nowy dyrektor sportowy - Krzysztof Gałańdziuk? Tworzenie jednego etatu więcej przy ludziach, którzy mają doświadczenie w prowadzeniu drużyny na najwyższym szczeblu mija się raczej z celem, zwłaszcza, że gdzie kucharek sześć tam nie ma, co jeść. Nawet z Bajerskim ten sztab już wydawał się mocno rozbuchany. Najwyżej Ząbik z Zieliński będą mieli więcej obowiązków, zaczną dzielić uwagę między juniorów i seniorów. W Toruniu bardziej niż następny człowiek do patrzenia w program, potrzebny jest toromistrz z prawdziwego zdarzenia. Ktoś, kto wreszcie zrobi porządek z nawierzchnią na Motoarenie. W minionych sezonach nie było ani ścigania, ani satysfakcjonujących wyników Apatora, a przecież stadion im. Mariana Rosego jest stworzony pod piękne, okraszone mijankami widowiska. Apator nieźle kombinował, ale kto mógł przypuszczać, że Grzegorz Węglarz, inny po Gałańdziuku "gość" z zaciągu wrocławskiego rozmyśli się na ostatniej prostej. Historię podpisanej umowy i wynajętego w grodzie Kopernika mieszkania znamy już na wylot, tylko, że kto był, a nie jest nie pisze się w rejestr. Pan Grzegorz się rozmyślił i ze wzmocnienia obsady traktora wyszły nici. Węglarz nadal będzie kręcił kółka z przypiętą broną na Stadionie Olimpijskim. Oczywiście ku chwale Betard Sparty. Gwiazd z Grand Prix nie trzeba prowadzić za rączkę Z drugiej strony toruńscy kibice, którzy z każdym sezonem coraz mniej licznie odwiedzali obiekt w grodzie Kopernika wybaczą brak ścigania, jeśli Apator wróci do gry o najwyższe cele. Wtedy, to nawet jazdę gęsiego polubią. Sęk w tym, że posiadając w składzie takich harpaganów jak: Sajfutdinow, Dudek, Lambert, Holder i Przedpełski aż żal nie spróbować przygotować toru najeżonego liniami do wyprzedzania. Ten zestaw nawet jak przegra start, to na dystansie jest w stanie wyczyniać cuda. Ale to już temat na długie zimowe wieczory dla włodarzy toruńskich, co z tym fantem zrobić. Tęgich głów, nawet bez Bajerskiego jest tam dostatek. Grunt żeby zawodnicy czuli się swobodnie, żeby stworzono im idealne warunki, takie jakie sobie zażyczą. Bo jak masz w drużynie czterech zawodników z Grand Prix i jednego pierwszego rezerwowego, to wystarczy tylko i aż, aby tor był powtarzalny, a oni już sobie poradzą i zrobią z niego użytek. To nie są małe dzieci, które trzeba prowadzić za rączkę.