Polacy są najbardziej utytułowaną drużyną w historii Drużynowego Pucharu Świata rozgrywanego w tej formule od 2001 roku. Mają na koncie siedem złotych medali, a w 10 ostatnich edycjach tylko raz zabrakło ich na podium - w 2012 roku nie awansowali do finału. Startując przed swoją publicznością biało-czerwoni są typowani jako główny kandydat do kolejnego tytułu. - My zawsze, od wielu lat jesteśmy faworytem, nieważne gdzie jeździmy. Zawsze nam towarzyszy presja, ale to w sporcie normalna rzecz. Natomiast nikt nam jeszcze medali na szyi nie powiesił - mówił przed kilkoma dniami menedżer "Biało-czerwonych" Marek Cieślak. Doświadczony szkoleniowiec postawił na zawodników rywalizujących w Grand Prix - Patryka Dudka, Bartosza Zmarzlika, Piotra Pawlickiego i Macieja Janowskiego, który pełnić będzie rolę kapitana. Z kolei rezerwowym w zawodach będzie młodzieżowiec Fogo Unii Leszno Bartosz Smektała. - To wszyscy są zawodnicy, którzy startują w tym sezonie w cyklu Grand Prix i dobrze, a nawet bardzo dobrze spisują się w tej imprezie. Mamy tu lidera po pięciu rundach - Patryka Dudka, a Maciek Janowski zajmuje trzecie miejsce. Do tego najlepszy zawodnik ekstraligi Bartek Zmarzlik oraz idol miejscowej publiczności Piotr Pawlicki, który też już wygrał jeden z turniejów Grand Prix - tak tłumaczył swoje powołania opiekun kadry. W piątek w Lesznie rozegrano turniej barażowy. Zwyciężyli Rosjanie, którzy musieli sobie radzić bez zawieszonego tuż przed zawodami Grigorija Łaguty. W organizmie zawodnika ROW Rybnik wykryto niedozwolone substancje. Żużlowcy "Sbornej" pokonali Australijczyków, Łotyszy i Amerykanów. Wcześniej awans zapewnili sobie zwycięzcy półfinałów - Anglicy i Szwedzi, a Polacy jako gospodarz, udział w finale mieli zagwarantowany. Leszno akurat było zawsze szczęśliwe dla polskich żużlowców. Dwukrotnie był tu rozgrywany finał - w 2007 i 2009 roku i dwukrotnie Polacy zdobywali złoty medal. Sobotni finał obejrzy prawdopodobnie komplet, ok. 17 tysięcy kibiców, bowiem w sprzedaży pozostało zaledwie kilkaset biletów.