Mann i Niedźwiecki idolami Nie sposób w tak ważnym dniu przejść obojętnie obok czterdziestej rocznicy wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Miałem wtedy czternaście lat i chodziłem do ósmej klasy szkoły podstawowej w pięciotysięcznej miejscowości pod Zieloną Górą. Noc z soboty na niedzielę 12/13 grudnia pamiętam doskonale. Był to jedyny dzień, w którym można było posiedzieć dłużej i przede wszystkim posłuchać radia, bo w telewizji, mimo aż dwóch kanałów oprócz przemówień dygnitarzy nie za bardzo szło coś oglądnąć. Z powodu mojego zamiłowania do muzyki, a przede wszystkim do porządnego sprzętu grającego prowadziłem w szkole dyskoteki, czy spotkania przy dobrych dźwiękach. Byłem też etatowym wodzirejem na apelach szkolnych. Z racji tego, że tylko w niedzielę nie chodziło się do szkoły, w tę noc, jak co sobotę nagrywałem przeboje z działającej już wtedy radiowej Trójki. Oprócz Radia Luksemburg namiętnie słuchałem w "Trójce" moich idoli - Marka Niedźwieckiego i Wojciecha Manna. To było moje okno na świat spoza żelaznej kurtyny. W kopalni Wujek polała się krew Wówczas jakby w jednej chwili świat się zatrzymał. Po północy wszystko w eterze ucichło. Nieświadomy powagi sytuacji, bardziej spodziewałbym się awarii sprzętu niż wybuchy wojny. A jednak... zamiast niedzielnego teleranka zobaczyłem smutnych panów odzianych w wojskowe mundury. Bredzili o słuszności podjętej decyzji. Dzieci na pewno ucieszyły przedłużone ferie, ale wielu z nich straciło ojców, których internowano, albo stan wojenny zmusił ich do ukrywania się. Dramat rozegrał się kopalni Wujek. Polała się krew. Okrutne władze kolejny raz pokazały swoje niecne oblicze. Zawieszono wszystkie związki sportowe. Życie zamarło. Zabroniono nam swobodnego przemieszczania się, odcięto telefony, a gdy łączność przywrócono, w słuchawkach pojawiał się śmieszny sygnał "rozmowa kontrolowana". Wielu z tych, którzy cztery dekady temu stali z pistoletami i pałkami naprzeciwko bezbronnych ludzi, po zmianach ustrojowych udaje teraz demokratów i mędrców, pouczając społeczeństwo o wyższości dzisiejszego aparatu władzy nad poprzednim. Legitymacje partyjne schowane głęboko w szufladzie i teraz udają, że nic się nie stało, że nic nie robili, tylko wykonywali rozkazy. Takich osób bez twarzy, osobowości, fałszywców jest jeszcze bez liku, czy to w polityce, sporcie, kulturze, czy innych dziedzinach życia. Z poważaniem Robert Dowhan