To była najgorętsza żużlowa informacja upalnego sierpnia 2019 - Motor Lublin po piorunującym wejściu do PGE Ekstraligi walczył o utrzymanie ze Stalą Gorzów i KS-em Toruń, a prezes najwyższej klasy rozgrywkowej Wojciech Stępniewski zapowiedział na łamach Sportowych Faktów, że zajęcie siódmego miejsca może nie wystarczyć im do pozostania w elicie. Chodziło o stadion, który zdaniem działaczy nie przystawał do najlepszej ligi świata. Kibice spadali z trybun Lista zastrzeżeń była długa niczym kolejki kibiców ustawiające się wówczas przed lubelskim stadionem na długo przed rozpoczęciem każdego spotkania. Ekstraligowych standardów nie spełniały toalety, miejsca parkingowe ani ciągi komunikacyjne. Zdarzało się, że ze stromych schodów prowadzących na trybunę spadali nieco podchmieleni już miłośnicy czarnego sportu. Lublinianie byli zrozpaczeni. Ostatecznie, klubowi udało się uzyskać licencję warunkową, a miasto obiecało budowę nowego obiektu. Od tego momentu minęły dwa lata, stan stadionu przy Alejach Zygmuntowskich uległ poprawie na tyle dużej, że umożliwia on organizację ekstraligowych spotkań, ale nowej areny jak nie było, tak nie ma. Żużel na sali sejmowej Póki co Rada Miasta zdołała dogadać się co do miejsca dla nowej areny - zdolny pomieścić 15 tysięcy kibiców stadion ma stanąć przy ulicy Krochmalnej, na terenie zajmowanym wcześniej przez klub jeździecki. Nie były to łatwe dyskusje - obiekt ma zostać ulokowany w Dolinie Bystrzycy, czemu stanowczo sprzeciwiają się ekolodzy. Sprawa trafiła nawet na salę sejmową, gdzie swój zdecydowany sprzeciw wyrazili posłowie partii Razem. - Wygląda na to, że prezydent miasta chce postawić pomnik swojego panowania nad Lublinem i jest gotów dla tego celu poświęcić dobro środowiska naturalnego i mieszkańców, którzy korzystają z rekreacji na tych przyrodniczych terenach. Chcę zadeklarować, że tej sprawy my, posłowie Razem, nie zostawimy - grzmiała z mównicy posłanka Paulina Matysiak. Przedstawiciele miasta argumentują swój wybór brakiem lepszych opcji oraz poparciem kibiców Motoru stanowiących sporą część populacji Lublina. Ci uważają, że tereny i tak nie są wykorzystywane, a "ludzie myślący, że co niedzielę przychodzą tam rodziny z dziećmi chyba nigdy nie były w ich mieście". Póki co, na terenie przeznaczonym na nowy stadion nie wbito jeszcze ani jednej łopaty. Nie wiadomo też kiedy w ogóle ma ruszyć budowa. Piątkową i sobotnią rundę Grand Prix przyjmie więc wysłużony lubelski "staruszek" - najbrzydsza polska arena w cyklu od czasu ostatniej bydgoskiej rundy Grand Prix sprzed 7 lat.