Pierwszym jego klubem w Polsce był Atlas Wrocław. To był 2004 rok. Wystąpił wówczas tylko w trzech spotkaniach i na następny sezon musiał poszukać sobie nowego klubu. Znalazł przystań w pierwszoligowym RKM-ie Rybnik, tam jednak również nie mógł liczyć na regularną jazdę, choć średnia biegowa 2,138 wyglądała obiecująco. Następnie wrócił do najwyższej klasy rozgrywkowej - w Toruniu (2006) oraz Zielonej Górze (2007-2010) nie potrafił jednak wspiąć się na szczyt. Tak naprawdę to miał zaledwie jeden udany rok. Chodzi o rozgrywki 2007. ZKŻ Kronopol Zielona Góra był beniaminkiem w elicie, a Duńczyk uzyskał średnią 1,837. Później notorycznie zawodził i podziękowano mu po czterech latach współpracy. Zmiana klimatu najwyraźniej w świecie mu posłużyła. Odżył. Pierwszy sezon (2011) w Caelum Stali Gorzów był taki przejściowy. Spokojnie się odbudowywał i nie osiągał jakichś spektakularnych wyników (1,625). Odbudował się na tyle, żeby przez kolejne dwa lata punktować najlepiej w historii swoich występów w najlepszej lidze świata. Iversen w 2012 roku wykręcił średnią 2,362. Sezon później - w 2013 - było jeszcze lepiej (2,510). W obu przypadkach pozwoliło mu to zająć drugą pozycję wsród najskuteczniejszych zawodników - za Nickim Pedersenem oraz Jarosławem Hampelem. Szybkie wejście na szczyt i bolesne zejście 2013 rok był chyba najlepszym w karierze duńskiego żużlowca. Wygrał wtedy dwie rundy Grand Prix i na zakończenie cyklu mógł cieszyć się ze zdobycia brązowego medalu. Łącznie zwyciężył pięciokrotnie, jednak jego dorobek medalowy już się nie powiększył. Wracając do startów Iversena w Polsce, to utrzymywał się na solidnym poziomie. Dwukrotnie z gorzowianami świętował mistrzostwo Polski, doszły w dodatku jeszcze trzy srebra i dwa brązy. Trzeba przyznać, że to co najmniej solidny dorobek! Opuścił Stal po rozgrywkach 2017 i na dwa lata przeniósł się do ówczesnego Get Well Toruń, gdzie już nie było tak dobrze. - Mocno spuścił z tonu i nawet wiem, kiedy to się wydarzyło. Momentem przełomowym jest sierpień 2017 roku. Nabawił się wówczas bardzo poważnej kontuzji barku, potężny dzwon na wejściu w drugi łuk na torze w Gorzowie. O skutkach tego poważnego urazu przekonałem się w pierwszej połowie 2018 roku, kiedy pracowałem w Toruniu. Na własne oczy zobaczyłem skalę kontuzji podczas badań wydolnościowych przeprowadzanych na zawodnikach. Motorycznie był bardzo wydolny, siłowo też miał wysokie parametry, wysportowany, dbający o sobie, ale mimo to uraz zostawił ślad - mówi w rozmowie z Interią Jacek Frątczak, były menedżer m.in. toruńskiego klubu. Upadek z sieprnia 2017 roku odbił się na słabszym sezonie 2018. Długo nie potrafił wskoczyć nawet solidny poziom. - Mordowaliśmy się z fomą Iversena przez pół sezonu. Dopiero w czerwcu poddał się operacji nerwu w okolicach barku uszkodzonego w sierpniu 2017. Nie zdawał sobie do końca sprawy jak rozległy jest ten uraz. Operacja sprawiła, że wrócił do pełnej sprawności - i po powrocie na tor - notował fantastyczne wyniki - wspomina nasz ekspert. - Później jego kariera znowu zaczęła pikować w dół - po chwili dodaje Frątczak. Jeszcze nigdy nie było tak źle Po bolesnym spadku z Get Well Toruń z PGE Ekstraligi, następnie powrócił do Gorzowa. Wrócił na 2020 rok z wielkimi nadziejami, wrócił przede wszystkim na tor, który lubi. Niestety na przedsezonowym treningu doznał kontuzji i nie mógł się ponownie pozbierać. Nigdy nie miał tak słabego sezonu - średnia biegowa 1,172. Nawet w Zielonej Górze nie jeździł tak źle. Słyszymy, że Iversena charakteryzuje to - że gdy doznaje kontuzji - to po powrocie do ścigania nie potrafi dopasować motocykli. Tak jakby uciekała koncentracja czy pojawiał się brak czucia sprzętu. Najłatwiej mówić - to, co nazywamy w żużlu formą. Żużlowcy w przypadku osiąganych słabszych rezultatów często zwalają winę na sprzęt. Niektórym wręcz zarzuca się brak inwestycji. - Niels akurat dużo inwestuje i równie dużo testuje. Bywało tak, że dzwonił do mnie z pytaniem, czy może coś sprawdzić w sobotę. Sobotnich jazd nie lubią trenerzy, menedżerowie oraz toromistrzowie. Ja wychodzę z założenia, że sobota jest od przygotowania sprzętu i odpoczynku przed niedzielnym meczem. Tor również wymaga przygotowań, a do tego potrzebny jest odpowiedni czas. Przywoził trzy ramy i cztery silniki. Jeździł przez cztery godziny. Oszczędzania na sprzęcie na pewno nie było - uważa Frątczak. Duńczycy są uważani za specyficznych ludzi. Oczywiście, brakuje im luzu Australijczyków, ale Iversen nie miał problemów z komunikacją w trakcie spotkań. Zawsze lubił słuchać, rozmawiać, wymieniać się uwagami. W środowisku panuje przekonanie, że to dość kontaktowy i poukładany zawodnik. Co teraz? Iversen po piętnastu latach opuszcza najwyższą klasę rozgrywkową w Polsce i przenosi się do startującej w eWinner 1. Lidze Unii Tarnów. - Pytanie, jaką Niels miał alternatywę biorąc pod uwagę zmiany w regulaminie. W podobnej sytuacji był Krzysztof Kasprzak, jednak udało mu się znaleźć miejsce w drużynie z PGE Ekstraligi. Najnormalniej w świecie skończyły się opcje. Z perspektywy Duńczyka trudno wyobrazić sobie trudniejszy sezon - od przygotowań po ostatni bieg miał po prostu pecha. Na całe szczęście nabawił się urazów, które można wyleczyć. Znamy przypadki zawodników, którzy nie wracali do sportu. Rzadko się zdarza, żeby żużlowiec nie miał nawet momentu do nabrania rozpędu. Wydaje mi się, że I liga to dobry krok dla Iversena. Ten rok pozwoli mu się odbudować i wrócić do jazdy na światowym poziomie. Jeszcze niedawno tam był - przypomina nasz ekspert. W 2021 roku Iversen będzie obchodził 39. urodziny. Zbliża się do czterdziestki, więc jesteśmy świadkami pewnej zmiany pokoleniowej. Regulamin wymusił fakt, że w miejsce doświadczonego Duńczyka, szansę na występy w PGE Ekstralidze otrzymają młodsi obcokrajowcy, typu Jonas Jeppesen czy Marcus Birkemose. Roberta Lamberta raczej nie ma co wymieniać, bo on tak czy siak znalazłby zatrudnienie w elicie.