Rzeszowianie po zwycięstwie w ostatnim meczu nad Włókniarzem Częstochowa ostatecznie w tabeli zajęli wysokie trzecie miejsce. Jest to najwyższa pozycja w rundzie zasadniczej drużyny z Rzeszowa od 1966 roku, gdy Stal zdobyła brązowy medal. - Od początku sezonu liczyliśmy na awans do pierwszej szóstki. Trudno powiedzieć, czy spodziewaliśmy się aż tak wysokiej pozycji - mówi prezes sekcji Marta Półtorak. - Wynik jest wypadkową dobrej atmosfery i sporych ambicji naszych zawodników. Każdy z nich przed rozgrywkami miał coś do udowodnienia - ocenia Półtorak. Rzeszowianie przede wszystkim świetnie spisują się na własnym torze, na którym nie zaznali goryczy porażki. Siłą napędową drużyny jest czwórka: Pedersen, Nicholls, Watt i Dobrucki. Regułą w Rzeszowie stała się , że o losach meczu decydują ostatnie wyścigi. Liderzy jak na razie nie zawodzą. Największą gwiazdą jest bezsprzecznie Nicki Pederdsen, który również bryluje w Grand Prix o mistrzostwo świata. Duńczyk okazał się po rundzie zasadniczej najlepszym zawodnikiem całej ligi. Wykręcił imponującą średnią 10.88. W ostatnim meczu Pedersen zanotował groźny upadek. Przy próbie wyjścia na drugą pozycję pojechał odważnie przy krawężniku, jednak nie potrafił utrzymać motocykla i zahaczył o Nichollsa. Nicki groźnie przekoziołkował i wpadł na dmuchaną bandę. W efekcie doznał ogólnych potłuczeń i rozcięcia prawego łuku brwiowego. Mecz toczył się w bardzo trudnych warunkach torowych. Padający przez całą dobę poprzedzającą spotkanie mocno nasiąknął nawierzchnie, w której tworzyły się dziury i koleiny. - Jazda na takiej nawierzchni, to jak 12 rundowy pojedynek z Mikiem Tysonem - powiedział Nicki Pedersen - na swojej stronie internetowej. Polscy sędziowie nie mają jaj, aby przerwać pojedynek w obliczu zagrożenia zdrowia - stwierdził trener Włókniarza - Piotr Żyto. - Tor nadawał się do jazdy i tyle mam do powiedzenia - uciął krotko arbiter spotkania Wojciech Grodzki. Paradoksalnie mecz w tak anormalnych warunkach może być dobrym sprawdzianem przed batalią z Wrocławiem. Trener Atlasa, Marek Cieślak znany jest z przygotowywania kopnego toru, który wymaga sporych sił, odwagi i umiejętności. Wedle opinii fachowców spotykają się dwie godne siebie drużyny, jeśli chodzi o jazdę na przyczepnych nawierzchniach. W obu ośrodkach preferuje się nawierzchnie pod koło. Jeśli tor jest regulaminowy nigdy nie mam żadnych zastrzeżeń. Uważam, że 90% polskich torów jest źle przygotowywanych. Są gładkie, twarde i proste. Dlatego spora część rodzimych zawodników nie radzi sobie później w trudnych warunkach. My przygotowujemy tor do walki. Dlatego u nas mecze są ciekawie. Dużo się dzieje, są mijanki i publiczność ma co oglądać - twierdzi Jacek Ziółkowski, meneger Marmy. Mnie wszystko jedno, na jakim torze przyjdzie jechać. W Anglii startujemy na przeróżnych nawierzchniach i moim zadaniem jest dobrze punktować - mówi Scott Nicholls, który ostatnio prezentuje wyśmienitą formę. Po udanym turnieju GP Czech w Pradze Anglik notuje same dwucyfrowe wyniki w polskiej, angielskiej i szwedzkiej lidze. W poniedziałek zdobył komplet w barwach Coventry Bees, a we wtorek Hammarby Sztokholm. W dobrej formie jest także Davey Wat i Rafał Dobrucki, który wczoraj w Rybniku wywalczył awans do finału indywidualnych mistrzostw Polski. Dobrucki mimo kontuzji śródstopia jeździł niezwykle bojowo. Z jednego wyścigu został wykluczony za spowodowanie wypadku. Mimo to zajął wysokie 2. miejsce. Za tydzień finał odbędzie się we Wrocławiu. Właśnie na tym torze Dobrucki zdobył swój jak dotąd jedyny medal w tej konkurencji. W debiucie w 1995 roku na mokrym i śliskim torze 19-letni Rafał uległ zaledwie Tomkowi Gollobowi i Piotrowi Świstowi. Przed zawodnikami Marmy bardzo trudne zadanie - pokonać w dwumeczu aktualnego mistrza Polski. Na wiosnę rzeszowianie przegrali 52:40. - Każdy z nas musi pojechać na maksimum swoich możliwości. Przy odrobinie szczęścia jesteśmy w wstanie wywieść korzystny wynik - mówi Nicki Pedersen - Jedziemy walczyć. Wystąpimy w najsilniejszym składzie z Andreasem Messingiem, który przywiezie ze Szwecji swój własny silnik. Atlas jest stawiany w roli faworyta, ale ja wierzę, że sprawimy niespodziankę. Udowodniliśmy w zeszłym i bieżącym sezonie, że potrafimy jechać na wrocławskim torze - mówi Ziółkowski Grzegorz Drozd, Rzeszów