23-letni zawodnik Atlasu Wrocław jako jedyny z czwórki startujących Polaków we Wrocławiu przebił się z fazy zasadniczej turnieju do czołowej ósemki. W półfinale mimo, że przez dwa okrążenia prowadził, musiał jednak uznać wyższość, najpierw wściekle atakującego go Tony Rickardssona, a następnie, ku rozpaczy kibiców "biało-czerwonych", niemal na "kresce" młodego Polaka wyprzedził Australijczyk Leigh Adams. "Rickardssona nie mogłem zatrzymać za sobą. Był dla mnie i dla nas wszystkich za szybki" - próbował tłumaczyć swoje niepowodzenie Hampel, który nie miał pretensji do pięciokrotnego mistrza świata, że po wyprzedzeniu go przyblokował, przez co, do Polaka odrobił sporą część straconego dystansu Adams. "Nie mam pretensji do Rickardssona, bo mieć nie mogę. Pojechał bardzo ofensywnie, ale to jest przecież Grand Prix. Przegrałem po równej walce, a na ostatnim łuku dodatkowo miałem pecha, bo postawiło mi motocykl. Adams niestety to wykorzystał. To bardzo boli, ale nie ma co załamywać rąk. To dopiero pierwsze zawody. Trzeba jechać dalej i zbierać kolejne punkty" - pocieszał się najlepszy w Grand Prix Europy Polak. Andrzej Łukaszewicz, Rafał Dybiński; Wrocław <a href="http://sport.interia.pl/gal">Zobacz GALERIĘ ZDJĘĆ z żużlowej Grand Prix we Wrocławiu</a>