Na żenujący występ mistrzów Polski w pucharach nie ma żadnego wytłumaczenia. Zresztą nie oni jedni zawalili na całej linii; piłkarze Ruchu Chorzów i Lecha Poznań też pokazali, że bliżej im do poziomu juniora niż europejskiego średniaka. Niewiele lepsza była Legia. Rosenborg to dziś żadna marka w świecie wielkiej piłki, więc nie ma sensu opowiadać bzdur na temat braku szczęścia. Tu zabrakło umiejętności, talentu i jaj, a nie szczęścia. Parafrazując klasykę polskiego kina: fajne są mecze lig zagranicznych. Można coś przeżyć. A w lidze polskiej to jest tak: nuda, nic się nie dzieję. Dryblingi niedobre, bardzo niedobre dryblingi są. W ogóle brak akcji jest! Nic się nie dzieje. Aż dziw bierze, że nie wzorują się na ligach zagranicznych! No, ale w takiej lidze zagranicznej to trzeba zapieprzać na treningach (pamiętamy młodego zdolnego, bo potrafił podać mniej więcej tam, gdzie zakładał, piłkarza Cracovii, który trafił do Bundesligi i wypluł sobie płuca na pierwszym treningu - i to by było na tyle z jego strony w dorosłej piłce), ostro walczyć o miejsce w składzie, a jak już pojawisz się na boisku, to nie ma miejsca na trucht, tylko cały czas grać trzeba na pełnych obrotach! Cicho! Cicho! Film przecież leci dalej: Więc weźmy takiego piłkarza zagranicznego. Twarz takiego piłkarza zagranicznego coś wyraża, wiecie o co chodzi. A polski piłkarz? Pustka! Nic, absolutnie nic... W dodatku zarobki takiego piłkarza made in Poland muszą się zgadzać. Najlepiej żeby równały cenom za usługi piłkarza zagranicznego. Przecież za frytki nikt grać nie będzie! Krzywdę piłkarzom robią właściciele najbogatszych klubów, którzy przepłacają parokrotnie tylko dlatego, że ktoś ze trzy razy kopnie piłkę do bramki, lub jak tamten młody as "Pasów" wie gdzie podaje, przynajmniej przez pół rundy. Tymczasem rację ma red. Borek. U nas nie ma miejsca na kasę na wylaszczone fury i szybkie laski dla kopaczy. Gracie słabo, to zarabiajcie słabo. Ekstraklasa to chyba jedyne miejsce na świecie, w którym brak jest konsekwencji za olewanie zawodu... Jak gracie jak półzawodowcy, to zarabiajcie drodzy piłkarze jak piekarze, murarze i hodowcy kóz z egzotycznych piłkarsko (jak Polska) krajów, w których dwa razy w tygodniu kopie się dla rozrywki i pozbycia z brzucha tłuszczowej oponki w piłkę, a od wielkiego dzwonu wyjeżdża na mecz kadry. I na koniec rada dla dziennikarzy, w tym nas oczywiście (bo też dla lepszego jutra i poprawy klikalności zdarza nam się zbytnio podniecić i w spazmach pisać o naszych w pucharach), kibiców, trenerów i piłkarzy. Zamiast pisać i wygadywać pierdoły po zakończeniu obecnego sezonu o szansach naszych mocarstw w pucharach i dmuchać bezcelowo balon pod nazwą "Polski klub w Lidze Mistrzów" wylejmy sobie wszyscy na głowy wiadro zimnej wody, jak nie pomoże - palnijmy solidnie w łeb - i zastanówmy się gdzie tak naprawdę jest miejsce polskiej, amatorskiej piłki. Co roku wymachujemy szabelką i mówimy o Lidze Mistrzów, ale poziomem równamy nie do czołówki, ale totalnej futbolowej egzotyki. DJ