Wyścig liczący 300 kilometrów długości, wzdłuż jeziora Vaettern, rozgrywany od 1966 roku, jest zaliczany do tzw. szwedzkich klasyków, takich jak m.in. narciarski Bieg Wazów. Startuje w nim co roku 20 tysięcy osób. W weekend rozegrana została 48. edycja imprezy. Ljungberg zapowiedział na tydzień wcześniej start na rowerze jednokołowym w ramach projektu zbierania środków na walkę z rakiem u dzieci i na kilka dni przed wyścigiem praktycznie wszystkie szwedzkie media rozpisywały się o jego planach. Otrzymał numer startowy 2052 i chipy mierzące czas. Jak podkreślił jeszcze na starcie - sędziowie gratulowali mu pomysłu. Organizatorzy natomiast dowiedzieli się o nim dopiero po trzech godzinach od rozpoczęcia wyścigu z... własnej strony na portalu społecznościowym Facebook. Ktoś umieścił na nim zdjęcie kolarza, jak oklaskiwany przez tłum kibiców mija punkt kontrolny. Fotografia została natychmiast usunięta, a po zawodnika wysłano policję. "Podjechali do mnie na 60. kilometrze i podali aparat telefoniczny. W rozmowie organizator wyjaśnił mi, że złamałem przepisy i zostałem zdyskwalifikowany. Pomimo że policjanci zabrali mi numer startowy postanowiłem jechać dalej, ponieważ zapomnieli o chipach. Poza tym nie złamałem regulaminu, w którym nie ma żadnej wzmianki o rowerach jednokołowych, a wymienione są jedynie... tandemy, zresztą dozwolone. Policjanci nie mogli mnie z kolei zatrzymać, ponieważ nie złamałem przepisów drogowych" - opisał sytuację Ljungberg. Szwed ukończył wyścig z nieoficjalnym czasem 28 godzin i nazwany "kolarzem buntownikiem" stał się wielką gwiazdą szwedzkich mediów. "W ten sposób, pomimo konfliktu z organizatorami, mój cel został osiągnięty, ponieważ takiego rozgłosu się nie spodziewałem" - powiedział kolarz.