W rozmowie z dziennikarzem agencji Associated Press wyjawiła, że ma żal do przewodniczącego MKOl Jacquesa Rogge'a, który nie ma czasu spotkać się z nią i wysłuchać jej argumentów. "Uważam, że równouprawnienie płci w igrzyskach byłoby dobre dla ruchu olimpijskiego, a zezwolenie nam na start byłoby zgodne z Kartą Olimpijską" - powiedziała Lindsey Van, która jest jedną z 15 narciarek skarżących do sądu organizatorów w Vancouver. Wraz z Kanadyjką Katie Willis starały się o spotkanie z szefem MKOl w Denver, ale nie było reakcji na ich prośbę. Van rozmawiała tylko z dyrektorem sportowym MKOl Christophem Dubim. Wyjaśnił, że Rogge nie mógł znaleźć dla niej czasu, gdy przebywał w Denver na konferencji szefów sportu światowego. Van uważa, że MKOl wciąż lekceważąco traktuje sprawy kobiet skaczących na nartach. "To pozytywne, że jest jakaś komunikacja między nami, ale wciąż nie dostajemy tego, czego chcemy - spotkania twarzą w twarz z panem Rogge. Sądzę, że oni próbują nas zepchnąć na bok, starając się jednocześnie nas uspokoić. Nie oczekuję, że usłyszymy jakąś odpowiedź do czasu procesu w przyszłym miesiącu" - powiedziała. Skarga sądowa, złożona przeciwko organizatorom igrzysk w Vancouver, zostanie rozpatrzona 20 kwietnia przez sędziego Sądu Najwyższego Brytyjskiej Kolumbii w Vancouver. Powódki będą występować w imieniu 160 specjalistek skoków narciarskich z 18 krajów. Będą domagać się rozegrania jednego konkursu kobiet na dużej skoczni olimpijskiej.