- Dzisiaj była trudniejsza sytuacja. Konkurs był zbliżony. Oprócz czołówki, to wszyscy zawodnicy skakali podobnie, od 120 do 125 metrów. Jeszcze cały czas szukam formy. Chciałoby się lepiej skakać, ale w tym momencie nie jestem na siłach z nimi rywalizować i muszę się skupić na tym, żeby oddawać jak najlepsze skoki - ocenia Adam Małysz. Czuje Pan postępy w pracy, pewną stabilizację czy to jeszcze nie to? Adam Małysz: - Trudno mówić już o stabilizacji. Wciąż szukam. Wiem co mam robić, ale trudno to wykonać. Jeden skok jest ciut inny od drugiego, a najgorsze jest dla mnie to, że spóźniam się przy tych skokach. To jest wręcz do mnie niepodobne, ponieważ zawsze skakałem odbijając się metr przed progiem i Hannu mówił, żebym wtedy popuszczał trochę górę. Teraz nie mam takiego problemu, bo spóźniam się. Będziecie jeszcze szlifować formę przed świętami? - Nie będzie gdzie. Do Szczypskiego nasypało dużo śniegu i zamykają skocznię, aż do Nowego Roku. -Czyli czeka Pana tygodniowy odpoczynek? - W sercu chciałoby się skoczyć, ale będzie ciężko, ponieważ pełne siedem dni trenowaliśmy w Ramsau i ciężko określić czy lepszy byłby odpoczynek czy dalej skakanie. Ufa Pan Łukaszowi Kruczkowi? - Najważniejsze jest to, że z Łukaszem się dogadujemy. Poza tym Łukasz nie podejmuje sam decyzji. Od tego jest cały sztab szkoleniowy. Na pewno jest mu przykro, że nie tylko ja, ale i pozostali koledzy skaczą słabo. Widać, że jest zawiedziony. Miał nadzieję na lepsze wyniki. Po to też był stworzony ten sztab, by odciążyć Łukasza. Zastanawialiście się skąd ten problem? Latem i w okresie przygotowawczym wszystko wyglądało ok, a teraz w dwa tygodnie się posypało. Wy cały czas twierdziliśmy, że było dobrze... - Na pewno była wiara w to, że robimy dobrze, ale w pewnym momencie, w Trondheim było widać, że jednak nie idzie dobrze. Starty nie były udane, dlatego trzeba było podjąć jakąś decyzję. Nie jest tak, że cały czas trzeba trzymać się wytyczonej drogi. Jeśli skacze się dobrze, to się wypuszcza, by odpocząć. Jeśli się skacze gorzej, to trzeba poszukać rozwiązania. Wyjazd do Ramsau był słuszną decyzją. Łukasz na pewno nie podejmował jej sam. Cały sztab i zawodnicy byli za tym. Te skoki nie były takie jakbyśmy chcieli. To był dla nas duży szok. Fizycznie jesteśmy przygotowani. Wszystkie testy pokazują, że jesteśmy w dobrej formie. Wyniki są lepsze, niż nawet w moich najlepszych latach. To jest coś dziwnego. Moja opinia jest taka, że po prostu zagubiła się technika do tej mocy, którą teraz mam. Może właśnie jest Pan za mocny? - Jeśli dopasowałbym technikę do tej mocy, to wyniki byłby na pewno dużo lepsze. Mówił Pan, że Pana skoki różnią się od siebie. Czym różniły się te dzisiejsze skoki? - Dzisiejsze dwa były podobne, ale faktycznie różne od wczorajszych. O to właśnie chodzi, ale widząc dzisiejsze skoki i widząc skoki innych zawodników mogę zauważyć, że jakiś krok do przodu został zrobiony. Inni nie skaczą dużo więcej ode mnie. Z 15 metrów zrobił się metr, półtora w tej grupce skoczków. Wiadomo, że pierwsza trójka odskoczyła nam dużo. Chce Pan przekazać coś kibicom przed świętami? - Żeby wierzyli w nas. Polakom nie trzeba dużo mówić, to są wspaniali ludzie. Nawet tutaj, ta grupa, która jest z nami w Szwajcarii kibicuje nam cały czas. Powtarzają, że będzie lepiej, żebyśmy się nie załamywali. To na pewno podnosi nas na duchu i możemy się tylko cieszyć z takich kibiców. Zdążył już Pan kupić prezenty przed świętami? - Z tym jest gorzej. Zostało tylko parę dni, żeby coś kupić i teraz będzie szok sklepowy i wszędzie będzie pełno ludzi. Choinka już jest? - Dopiero po przyjeździe do Polski będę musiał po nią jechać.