INTERIA.PL: Kluby mają problemy z dotrwaniem do sierpnia w europejskich pucharach, w Lidze Mistrzów jesteśmy nieobecni od 14 lat. Nie ma na nas na salonach piłkarskiej Europy. Reprezentacja męczy się ze strzeleniem choćby jednego gola, a od Hiszpanów inkasuje sześć. Co się dzieje z polskimi piłkarzami? Andrzej Iwan*: - Ich mentalność zawodzi na całej linii. Zresztą polska mentalność szwankuje w różnych dziedzinach życia, nie tylko w sporcie. Zbyt wcześnie zadowalamy się tym, co udało się osiągnąć, i osiadamy na laurach. Nie mamy parcia do przodu, ukierunkowania na rozwój, determinacji, by realizować cele. Wiem to po sobie. Też zadowalałem się szybko byle czym... Później człowiek pewnych rzeczy może tylko żałować. Kuba Błaszczykowski, który zrobił błyskawiczną karierę, wychodząc z czwartoligowego KS Częstochowa, jest chyba wyjątkiem. - Dokładnie. Kolosalną rolę odgrywają wychowanie, geny, które u Kuby są takie, jak być powinny. Zdecydowana większość naszych piłkarzy nasyca się jednak zdecydowanie za szybko. A przecież, jak na Polskę, mają wymarzone warunki do rozwoju kariery - znakomite zarobki, pełen profesjonalizm w klubach. - Jeszcze jak się spojrzy na Wisłę, która niemal rok w rok zdobywa mistrzostwo Polski, to wysokie płace są wytłumaczalne, choć nie we wszystkich przypadkach, lecz w innych klubach już nie bardzo. W Ekstraklasie najlepsi pod względem płac, z którymi nie zawsze w parze idą umiejętności, zarabiają po 300-400 tys. euro rocznie. Czy to nie przesada? Przecież w skali Europy ci piłkarze nic nie znaczą! - Ja bym takich pieniędzy nie odmówił na pewno Arkowi Głowackiemu. Wystarczy rzut oka na jego głowę, ile na niej sznytów, ran, blizn - widać, że ten chłopak dawał z siebie wszystko. Trudno się dziwić, że Turcy zgłosili się właśnie po niego (za 800 tys. euro "Głowa" trafił z Wisły do Trabzonsporu - przyp. red.). Natomiast na przeciwległym biegunie jest Wojtek Łobodziński, który nie dość, że słabo gra, to jeszcze nie wykazuje za grosz zaangażowania. Dlaczego współcześni polscy piłkarze grają gorzej od waszego pokolenia? Wy nie mieliście tak profesjonalnych przygotowań do sezonu połączonych z wyjazdami na zagraniczne zgrupowania, a zimą do cieplejszych krajów? - Jednym z nieszczęść polskiej ligi są sport-testery, które w założeniu miały pomóc. Tymczasem piłkarze zasłaniają się nimi. Ustalono im tętno progowe, powyżej którego nie wychodzą, bo by im zaszkodziło. A przecież w meczach powinni dawać z siebie wszystko! Ze zmęczenia powinni rzygać, mdleć, z wysiłku narobić w spodnie, cokolwiek! Naprawdę zdarzało się panu wymiotować po meczu? - Pewnie, nawet podczas meczu. Skoro takie tłumy przychodziły na stadion, to nie po to, żeby oglądać, jak człowiek spaceruje po murawie i schodzi do szatni w nieskazitelnie czystych koszulkach i spodenkach. - Monitoring treningu powinien być stosowany, ale jako narzędzie przyspieszające regenerację zawodnika między meczami czy zapobiegające "zajechaniu" piłkarza na treningu, a nie jako alibi dla słabej gry, odpuszczania podczas spotkania. Jak słyszę tłumaczenia piłkarzy, że oni nie mogą dużo biegać, bo są szybkościowcami, to mnie rozsadza. - Nas nikt nie monitorował i jakoś zdrowi byliśmy. Teraz słyszę, że piłkarzom nie wytrzymują pachwiny, Achillesy (ścięgna - przyp. red.). Nic dziwnego, skoro w okresach przygotowawczych pracują w komfortowych warunkach w ciepłych krajach, a potem wracają i trenują na błotach w marcu i lutym, bo przecież rzadko który klub ma profesjonalną bazę treningową. Myśmy trenowali w zimie, w kopnym śniegu. Podczas takich gierek wszystkie partie mięśni pracowały, wzmacniając się w ten sposób. A może to wszystko przez niesportowy tryb życia? - Z tym było gorzej za moich czasów. Gdyby wtedy były bulwarówki, to codziennie miałyby na pierwszej stronie zdjęcia z naszych balang. Niestety, nie wylewaliśmy za kołnierz, ale też alkohol nie był dla nas wymówką, by chować się do treningu czy podczas meczu. Wręcz przeciwnie, gdy szedłem na trening po balandze, to dawałem z siebie jeszcze więcej niż zwykle, żeby trener niczego nie zauważył. Czasem człowiek wymiotował, ale się hartował. Jasne, że na dłuższą metę działo się to ze szkodą dla organizmu, ale wtedy nikt by mi tego nie wytłumaczył. - Dlatego słabości polskiej piłki nie ma co szukać w niesportowym trybie życia. Pod tym względem akurat dzisiaj jest dużo lepiej niż za moich czasów. Chłopaki wiedzą, co jeść, jakie stosować odżywki i witaminy. Problem tylko w tym, że od tego wszystkiego nie urosną im zwykłe, piłkarskie jaja, czyli charakter do walki. Truizmem stało się już stwierdzenie, że dorosło nam słabsze pokolenie, wychowane na komputerach, a nie na podwórkach, z piłką przy nodze. Zgadza pan się z nim? - Oczywiście. Kiedy analizuję najnowsze dzieje polskiej piłki, to dochodzę do wniosku, że ostatnim pokoleniem, które coś osiągnęło, były roczniki 1971-1972 - tacy Świerczewscy, Hajty, Juskowiaki, którzy zdobyli wicemistrzostwo olimpijskie w Barcelonie. Oni jeszcze prawdziwy poligon piłkarski przechodzili na podwórkach, przed blokami, gdzie była duża selekcja i naturalna eliminacja - słabszy odpadał. Do klubów przychodzili już z niemałymi umiejętnościami, dobrym charakterem, bo jak ktoś kopał byle jaką piłkę na marnym skrawku asfaltu czy trawnika, to musiał go mieć. - A dzisiaj? W klubach zjawiają się dzieciaki oderwane siłą od konsoli, często niemal wyłącznie z dobrych domów, bo w trampkarzach i juniorach trenerzy stawiają na tych, których tatuś pomaga finansowo klubowi. Tu jest pies pogrzebany! Dziecko z biednego domu ma może zadatki, ale w dzisiejszych realiach nie ma szans się przebić! A przecież futbol kiedyś był grą dla plebsu. - Piłkarze wychowani w warunkach naturalnych są obecnie rzadkością. Wyjątkiem mogą być bracia Brożkowie. To podwórkowi - w dobrym tego słowa znaczeniu - piłkarze. Oni się wiele nie nauczyli po przyjściu do Wisły. Technicznie ukształtowało ich podwórko, to samorodki. To zupełnie inne przypadki niż Marcin Baszczyński, który po przyjściu z Ruchu miał problemy z trafieniem w piłkę lewą nogą i z Adamem Nawałką organizowaliśmy mu ćwiczenia na poprawienie techniki uderzenia słabszą kończyną. <a href="http://sport.interia.pl/pilka-nozna/ekstraklasa/news/iwan-na-ostro-polska-pilka-w-glebokim-kryzysie,1514946,,2">Na drugiej stronie znajdziesz: o mafii menedżerskiej, pułapce "Euro 2012", kompromitacji naszych zespołów w pucharach</a>