W decydującym niedzielnym pojedynku świetnie serwujący Michał Przysiężny pokonał po niespełna dwóch godzinach Daniela Evansa 6:2, 6:1, 7:5. Udział w sukcesie mieli wszyscy polscy zawodnicy. Jerzy Janowicz już w piątek pokonał Evansa, a w sobotę punkt dla reprezentacji Polski zdobył debel Mariusz Fyrstenberg, Marcin Matkowski. Brytyjczykom nie pomogło wystawienie trzeciego w rankingu ATP Andy'ego Murray'a. Wprawdzie jeden z najlepszych tenisistów świata wygrał oba swoje pojedynki, ale nie miał wsparcia ze strony kolegów. "Jechaliśmy do Liverpoolu mówiąc sobie, że nikt nie będzie nas ogrywał ósmy raz z rzędu, bo w siedmiu poprzednich spotkaniach z Anglikami nasi ponieśli dość bolesne porażki i to na przestrzeni wielu lat. Tym razem udało się ich wreszcie pokonać" - powiedział Szymanik. "Czytając miejscową prasę można było odnieść wrażenie, że jesteśmy skazani na pożarcie, ale obecność w drużynie brytyjskiej Andy'ego Murraya dawała im tylko dwa punkty w singlu. My musieliśmy zdobyć je na ich drugiej rakiecie i dokonał tego w piątek Jurek, a w decydującym meczu Michał" - dodał kapitan polskiej drużyny. "Mówiłem od początku, że Michał w niedzielę wytrzyma presję i rozegra jeden najlepszych meczów w karierze. Dzisiaj, bardzo dobrą grą w pierwszych dwóch setach, zupełnie rozbił rywala i uciszył pięciotysięczną widownię w Echo Arena. Widownia nie miała zbyt wiele powodów do oklaskiwania swojego zawodnika, który nie nadążał za Michałem" - powiedział Szymanik. "Dopiero w trzecim secie się zaczęła walka, a Michał przełamał go na 1:0, ale później zrobiło się 2:4. Wybronił się jednak i do końca grał już swój najlepszy tenis. Cały mecz, zresztą jak i wszystkie w Liverpoolu były w wykonaniu naszych zawodników przykładem doskonale zrealizowanej strategii, jedynej z możliwych, po tym, jak rywale ściągnęli na pomoc Murraya. Dzisiaj po wygranej Przysiężnego ich kapitan podszedł do mnie i zapytał jak to jest możliwe, że z taką grą Michał jest dopiero siódmej setce rankingu ATP. Oczywiście nie wiedział o jego częstych kontuzjach" - powiedział Szymanik. Zwycięstwo w Liverpoolu sprawiło, że Polacy w przyszłym roku nadal będą grać w Grupie I, zaś Brytyjczycy spadli do Grupy II Strefy Euroafrykańskiej, którą Polacy opuścili 2007 roku. Polską drużynę prowadzą Szymanik oraz Brytyjczyk Nick Brown, pełniący funkcję koordynatora do spraw Pucharu Davisa. "Tym razem Nick nie mógł nam pomagać na miejscu, po tym, jak nieoficjalnie otrzymał ultimatum od Lawn Tennis Association. Brytyjczycy nie chcieli, żeby ich rodak pomógł nam w ich pokonaniu. Nie byłoby naszego historycznego zwycięstwa w Liverpoolu bez jeszcze jednego człowieka - Andrzeja Glińskiego, który od trzech lat wspiera finansowo naszą drużynę" - zakończył Szymanik.