Chinka zagrała bardzo dobry mecz. Czy mogła pani pokusić się o lepszy wynik? - Całe spotkanie zagrała bardzo równo, od początku do końca. Praktycznie nie miała żadnego słabszego momentu czy potknięcia. Jedyne, co mogłam, to wykorzystać przewagi na przełamanie serwisu. Chinka zagrała po prostu za dobrze. To był zupełnie inny mecz niż poprzednie. Mało było w nim wymian, a jeśli były, to krótkie. Chinka nastawiła się na "strzał na raz", a że akurat miała dobry dzień, to wygrała. Ona tak już gra, niezależnie od tego, czy na kortach trawiastych czy ziemnych. W ubiegłym roku wygrała pani z Na Li w trzeciej rundzie Wimbledonu. Czy przez ten rok poprawiła się jako tenisistka? - Na pewno stała się bardziej agresywna na korcie. To zawodniczka z pierwszej "10" i zawsze jest groźna, niezależnie od tego, na jakiej nawierzchni gra. Nie da się z nią wygrywać zawsze. Co innego gdyby miała ranking z drugiej "100". Na Li ten sezon ma bardzo udany. Z Chinkami jest tak, że łapią kontuzje, później pół roku grają słabo. Kiedy jednak dojdą do siebie są groźne i wygrywają przez kolejne sześć miesięcy. Może tu na Wimbledonie zrobić dobry wynik. Kto wgra Wimbledon? - U kobiet raczej nie będzie niespodzianki: w finale znajdą się siostry Williams. U mężczyzn za to może być nieprzewidziany mistrz. Może Federer nie wejdzie do finału, może nie będzie tam też Nadala? Jakie teraz plany? - Nigdzie się nie spieszę. Następny turniej gram dopiero pod koniec lipca w USA. Zostaniemy 2-3 dni w Londynie, później powrót do domu. W Krakowie będę około dwóch tygodni. Na kilka dni pojedziemy gdzieś w Polskę potrenować na hard-korcie, bo w Krakowie takiej nawierzchni nie ma. Czytaj również: Agresywna Li nie dała szans Radwańskiej