To prawda, że rozstawiona z numerem 5 utytułowana Szwajcarka nie zaprezentowała wielkiej formy i miała w końcówce meczu problemy zdrowotne, ale krakowianka bezlitośnie i zimną krwią wykorzystała te słabości. Wykazała tzw. instynkt zabójcy. Zajmująca szóste miejsce w rankingu Hingis od początku starcia na korcie centralnym w Crandon Park miała problemy z 18-letnią Polką (49. na liście najlepszych). Już w pierwszym secie Radwańska miała okazję na zwycięstwo, ale zbyt duża ilość niewymuszonych błędów i nieco więcej szczęścia po stronie Hingis sprawiło, że to "Swiss Miss" zapisała na swoje konto pierwszą partię. Gdy drugi set Polka rozpoczęła od przegrania własnego podania, mogło się wydawać, że większe doświadczenie Martiny bierze górę. Radwańska, grając często ofiarnie w defensywie, od razu odrobiła jednak stratę, a od stanu 2-2 wygrała trzy gemy z rzędu. Dopiero trzeci setbol w dziewiątym gemie dał jej wyrównanie w meczu i piłka ta - jak się później okazało - była małym meczbolem. W ostatniej partii 26-letnia Hingis, która wykorzystała tylko 3 z 9 szans na przełamanie Polki, zaczęła bowiem masowo popełniać niewymuszone błędy, co skrzętnie wykorzystywała nasza rodaczka. Szwajcarka w końcówce miała problemy z mięśniami pleców (korzystała nawet z pomocy medycznej). Nawet jednak ta przerwa nie wybiła z uderzenia zawodniczki z Krakowa. Po 125 minutach spotkanie dobiegło końca i ust Radwańskiej wydobyło się radosne "jest". Polka wysłała jeszcze w kierunku kamer gorącego buziaka i zapewne już myśli o pojedynku w IV rundzie. Tak wysoko w imprezie I kategorii (najwyższej w Sony Ericsson WTA Tour) jeszcze nigdy nie była.