Polska Agencja Prasowa: Matteo Berrettini po prawie czteroipółgodzinnym pojedynku oraz obronieniu czterech piłek meczowych awansował po raz pierwszy w karierze do 1/8 finału w Wielkim Szlemie. Został pan zasypany gratulacjami? Vincenzo Santopadre: - Było ich sporo. Najlepszym wynikiem Matteo w turnieju tej rangi była dotychczas trzecia runda ubiegłorocznego French Open. Dotarcie do drugiego tygodnia w Wielkim Szlemie jest więc dla niego czymś wyjątkowym. Pracował na to bardzo ciężko. To bardzo miły chłopak, łatwy we współpracy, wszyscy w naszym sztabie go uwielbiają. Wykonał kawał dobrej roboty i mam nadzieję, że będzie to kontynuował w tej imprezie oraz w dalszej karierze. Poza wspomnianą trzecią rundą French Open 2018 Berrettini wygrał też dwa turnieje ATP na kortach ziemnych. Dobre wyniki Włocha na tej nawierzchni wydają się najbardziej oczywiste. Nieco zaskakuje zaś, gdy dobrze radzi sobie na trawie, a pański podopieczny niedawno triumfował na niej w imprezie ATP i teraz świetnie mu idzie w Londynie.... - Tak, ale Włosi zazwyczaj dobrze sobie radzą w rywalizacji na trawie...w piłce nożnej. A tak na poważnie, Matteo - jak niemal każdy tenisista z naszego kraju - wychował się na czerwonej +mączce+ i to nasza ulubiona nawierzchnia. Pracował jednak w przeszłości sporo nad grą na kortach twardych, a w ubiegłym roku zdecydowaliśmy się na spędzenie więcej czasu na trawie. Chcieliśmy spróbować poprawić grę na niej i zrozumieć wszystko, co dotyczy występów na tej nawierzchni - zarówno pod kątem techniki, jak i taktyki. To była inwestycja, która teraz przynosi efekty. Kiedy zaczął pan z pracować z tym 23-letnim tenisistą? - Około dziewięciu lat temu. Nasza współpraca trwa już długo. Jestem z niej zadowolony. Mówił pan o kontynuacji dobrej passy w Londynie. Łatwo o to nie będzie, bo na drodze Berrettiniego stanie teraz Roger Federer, ośmiokrotny triumfator tego turnieju... - Oczywiście, mamy świadomość, że to ten Federer, "król kortów trawiastych". To niesamowity zawodnik i wspaniała osoba, bardzo miły facet. Matteo go szanuje, ale on sam zasłużył swoją grą, by być w tym miejscu. W poniedziałek będzie więc rywalizował ze Szwajcarem i walczył o zwycięstwo. Wimbledon nie jest jedynym udanym występem pańskiego podopiecznego w ostatnim czasie. Cały ten sezon układa się - jak na razie - bardzo dobrze... - Zgadza się. Ostatnie dwa lata były niesamowite, zanotował wielki postęp. Jego rozwój przebiega w zaskakująco szybkim tempie. Wszyscy w sztabie wciąż się uczymy nowych rzeczy, by zawsze być mu w stanie pomóc. On czuje nasze wsparcie i daje z siebie wszystko. Berrettini należy do nowej generacji obiecujących tenisistów, do której zaliczany jest także młodszy o rok Hubert Hurkacz. Co może pan powiedzieć o tym zawodniku? - Oczywiście nie znam Huberta tak dobrze jak Matteo. Pamiętam jednak pewien turniej do lat 18 w Bytomiu. Matteo grał tam właśnie z nim i wygrał w dwóch setach. Oglądałem to spotkanie i Hurkacz był najlepszym tenisistą, jakiego tam widziałem. Powiedziałem do mojego gracza, by obserwował Polaka. Już wówczas podobało mi się jego podejście i sposób zachowania na korcie. Jest zawsze gotowy do gry. Zasugerowałem wówczas też Matteo, by starał się czasem zagrać debla w parze z wrocławianinem. Do tej pory im się to nie udało. Hubert - tak jak mój zawodnik - jest bardzo miły i grzeczny, zawsze się przywita. Obaj ostatnio zanotowali w krótkim czasie duży postęp, ale wciąż muszą się uczyć gry, potrzeba na to nieco czasu. Przyda się więc cierpliwość, bo to musi następować krok po kroku. Mam nadzieję, że jego kariera również będzie się dobrze rozwijać. Widzi pan w nich przyszłych następców Federera i Serba Novaka Djokovicia? - Teraz jest to jeszcze nieco w sferze marzeń, ale mam nadzieję, że tak będzie. Wspominał pan o piłce nożnej i Polsce. Nie mogę więc nie zapytać o Zbigniewa Bońka... - Potwierdzam, znam tego gościa. Większość Włochów interesuje się futbolem. Więcej rozmawia pan z teściem o tej dyscyplinie czy o tenisie, którego podobno prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej jest także fanem? - On grywa w tenisa, więc go rozumie. Tak naprawdę, kiedy jesteś sportowcem prezentującym światowy poziom, to jesteś w stanie zrozumieć sposób myślenia w każdej dyscyplinie. Mój teść też, bo przecież był jednym z czołowych piłkarzy globu. Nieraz rozmawiamy o tenisie, o Matteo i mojej pracy. On ma często dobre pomysły i wskazówki. Ma bogate doświadczenie. Wie, jak pracować ze sportowcem, co robić, by wszedł on na najwyższy poziom. Jak pan myśli, komu kibicowałby Boniek podczas meczu Berrettiniego z Hurkaczem? - Nie jestem w stanie odpowiedzieć, ale mam nadzieję, że wspierałby mojego gracza. A o futbolu w ogóle panowie rozmawiają? - Czasem, ale częściej o tenisie. Czasem chodzimy wspólnie na mecze piłkarskie razem z moim synem. Obaj z teściem trzymamy kciuki za AS Roma. On grał kilka lat w tym klubie, a ja pochodzę z Rzymu. W Londynie rozmawiała Agnieszka Niedziałek