"Lubię tu przyjeżdżać nie tylko dlatego, że trawa to "moja" nawierzchnia. Wszystko jest na miejscu, nie trzeba praktycznie nigdzie jeździć. Nie ma problemu z kortami treningowymi, na innych turniejach różnie z tym bywa. Świetnie funkcjonuje transport dla zawodników, samochody podjeżdżają non-stop. W tym roku nie korzystam z nich, gdyż wynajęliśmy dom 200 metrów od kortów, ale dotychczas zawsze byłam zadowolona. Nie ma ścisku w restauracji, zawodnicy mają swoją. Na Roland Garros trzeba czekać w długich kolejkach, jest problem ze stolikami. Krótko mówiąc na Wimbledonie wszystko jest na miejscu i świetnie zorganizowane" - powiedziała nam Isia. Steffi Graf pytana o to, jak po dziesięciu latach od zakończenia kariery znajduje obiekt powiedziała krótko: "Wimbledon bardzo się zmienił. Nie mogę go poznać. Szatnie dla zawodników są większe i wygodniejsze. Wszystko wypiękniało". Jej występ, 17 maja, w parze z Andre Agassim kontra Kim Clijsters i Tim Henman zainaugurował nowy rozdział w historii turnieju. Rozdział pt. "rozsuwany dach nad kortem centralnym". Zbudowany kosztem 80 milionów funtów robi imponujące wrażenie. Gigantyczna, nowoczesna konstrukcja, której każdy z dziesięciu elementów waży siedemdziesiąt ton, rozsuwa się w ciągu dziesięciu minut. Kolejne dwadzieścia zajmuje przygotowanie do gry: sprawdzenie, czy trawa nie jest wilgotna, a odpowiednia ilość powietrza dostarczana na kort. Dach przykrywa powierzchnię 5200 metrów kwadratowych (odpowiednik 7,5 tys. parasoli). Zadaszenie kortu centralnego kończy raz na zawsze kłopoty organizatorów z kapryśną aurą. Deszcz, od zawsze towarzyszył rywalizacji tenisistów na wimbledońskiej trawie. Zdarzały się dni, kiedy z powodu ulewy nie odbito ani jednej piłki, a widzowie otrzymywali zwrot pieniędzy za bilety.