- Oczywiście po wygraniu trzech meczów w kwalifikacjach i występie w pierwszej rundzie turnieju głównego mogę być zadowolona z większego zastrzyku pieniędzy. Jednak to nie jest kwota, która rozwiążę problemy, chociaż wiadomo, że nie kupię za to samochodu, a tym bardziej mieszkania w Sosnowcu. Na pewno to mi pomoże w najbliższych tygodniach trochę w wyjazdach na turnieje czy opłaceniu trenera, ale to właściwie tylko tyle - powiedziała Kania. Porażka w pierwszej rundzie singla oznacza czek na 30 tysięcy funtów, a Polka będzie w Londynie startować jeszcze w deblu, w którym za wyjście na kort do pierwszego meczu otrzyma 4625 funtów. Kania była już w rankingu WTA Tour sklasyfikowana na 128. pozycji, w czerwcu 2015 roku, ale w wyniku kontuzji i słabszej formy jest obecnie poza czołową 200 i musi mozolnie odrabiać straty. - Na pewno nie jest to łatwe, bo z moim obecnym rankingiem nie mogę liczyć na łatwą drogę. Zostaje mi albo się zgłaszać do eliminacji imprez WTA Tour, albo startować w mniejszych turniejach ITF. Na pewno nie wystąpię w Bella Cup, bo jest rozgrywany w tym tygodniu. Gdyby Toruń był w przyszłym tygodniu, to bym się pewnie zdecydowała na niego. A tak to po Wimbledonie wystartuję w eliminacjach turnieju WTA w Bukareszcie, a potem chyba zdecyduję się na kilka ITF-ów, żeby uciułać trochę punktów i poprawić rankingu. Takie trochę rzeźbienie, niestety - powiedziała Interii Kania. Był to drugi w karierze występ tenisistki z Sosnowca w Wimbledonie, najstarszym i najbardziej prestiżowym turnieju na świecie. Poprzednio udało jej się to w 2014 roku, a wylosowała wtedy w pierwszej rundzie wiceliderkę rankingu WTA Tour - Chinę Na Li. Zagrały na korcie centralnym, a Polka przegrała po bardzo dobrej grze 5:7, 2:6. - Wiem, że wiele zawodniczek marzy, żeby tu zagrać na korcie centralnym, a ja miałam już okazję. Ale teraz chyba dobrze, że ona mnie ominęła, bo gdybym dzisiaj znów miała wyjść na kort centralny w Wimbledonie, to znaczyłoby, że wylosowałam jedną z dwóch najlepszych zawodniczek na świecie, więc niewielka byłaby pociecha z tego, że gram właśnie na nim, a nie na korcie numer 11. Ale, jak się okazało i kort 11. Niewiele zmienił, bo rywalka była dziś zbyt silna dla mnie - powiedziała Kania. W poniedziałek Polka nie potrafiła znaleźć sposobu na świetny serwis Crawford, a utrzymywanie własnego podania sprawiało jej sporo trudności, ze względu na bardzo agresywny return rywalki. Ryzykowne i odważne uderzenia Amerykanki pozwoliły jej zdobyć "breaka" na 3:1. Utrzymując przewagę przełamania wyszła jeszcze na 4:1 i 5:2, po czym do ataku przystąpiła Kania, odrabiając straty, a także broniąc setbola przy stanie 4:5 i 30-40. Jednak ponownie straciła swój serwis w 12. gemie, na 5:7, po 41 minutach gry. Drugi set był w większości kopią poprzedniego, bowiem w nim również doszło do przełamania serwisu Polki na 3:1 i potem Crawford wyszła na 4:1, a następnie 5:2. Kania tum razem również utrzymała podanie na 5:3, ale w kolejnym gemie, po godzinie i 12 minutach walki, wyrzuciła na aut piłkę przy pierwszym meczbolu. - Z moim trenerem Rafałem Chrzanowskim ustaliliśmy, że najlepiej będzie grać jej dzisiaj większość piłek na bekhend. To jej słabsza strona, ale okazało się, że to wcale nie jest takie łatwe, jak się wydawało przed meczem. Niestety serwowała bardzo dobrze, no i grała bardzo szybkie piłki, więc ciężko było te nasze założenia wprowadzić w życie. Mecz był dość równy, ale ona po prostu była dziś ode mnie lepsza i tyle. Na pewno szkoda, bo po udanych eliminacjach wydawało się, że w turnieju głównym będzie lepiej, ale przegrałam. Trudno, pozostaje zacisnąć zęby i iść dalej - powiedziała Kania. Teraz 24-letnia tenisistka z Sosnowca czeka na rozpoczęcie rywalizacji w grze podwójnej, w której wystąpi razem z Argentynką Marią Irigoyen. Ich pierwszymi rywalkami będą Julia Putincewa z Kazachstanu i Słowaczka Magdalena Ribarikova. Z tegorocznym Wimbledonem pożegnała się definitywnie Magda Linette, która w poniedziałek przegrała z rozstawiona z numerem 14. Australijką Samanthą Stosur 5:7, 3:6. Polka w tym sezonie występowała w Wielkim Szlemie z Francuzką Alize Cornet, ale ty, razem w ostatniej chwili zmieniły plany. - Zawsze w Wielkim Szlemie, ale zwłaszcza na Wimbledonie, wiele się dzieje w biurze zawodów tuż przed zamknięciem listy zgłoszeń do debla. Jest dużo zmian, ciągle pary się mieszają, bo każdy chce tu zagrać, a my z Alize byłyśmy gdzieś tam na końcu z naszymi rankingami i nie wiadomo było, czy jakieś tam przetasowania w ostatniej chwili nie sprawią, że wypadniemy z drabinki. Alize chciała mieć pewność, więc zgłosiła się do gry z kimś innym, a ja z góry odpuściłam debla. Miałam się jeszcze zgłosić z Anją Koniuch i załapałybyśmy się na eliminacje, ale jej się przedłużył występ w poprzednim turnieju i nie dotarłaby tu na czas. Nie wiem, czy z kimś innym by się udało, czy nie, ale na pewno nie miałabym tu szans na start w mikście, no chyba, że znalazłabym jakiegoś partnera z pierwszej dziesiątki rankingu ATP Tour, a to raczej niemożliwe - powiedziała Linette. Zgodnie z wimbledońską tradycją, rywalizację na korcie centralnym The All England Lawn Tennis and Croquet Club zainaugurował mecz triumfatora poprzedniej edycji, czyli Serba Novaka Djokovicia. Lider rankingu ATP World Tour nie oddał jednak seta Brytyjczykowi Jamesowi Wardowi, który od organizatorów otrzymał "dziką kartę", wygrywając 6:0, 7:6 (7-3), 6:4. Również pewne trzysetowe zwycięstwa na otwarcie odnotowali inni rozstawieni zawodnicy, m.in. Kanadyjczyk Milos Raonic (nr 8.), Chorwat Marin Czilić (9.), Belg David Goffin (11.), Hiszpan David Ferrer (13.) czy inny Chorwat Ivo Karlović (23.). W rywalizacji tenisistek w ich ślady poszły na przykład Amerykanki Venus Williams (8.) i Madison Keys (9.), Włoszka Sara Errani (20.), Rosjanka Daria Kasatkina (29.) czy Niemka polskiego pochodzenia Sabine Lisicki, finalistka tej imprezy z 2013 roku. Odpadła natomiast była liderka rankingu WTA Tour - Serbka Ana Ivanović (23.), po nieoczekiwanej porażce z Rosjanką Jekateriną Aleksandrową 2:6, 5:7, która do turnieju głównego przebiła się przez trzy rundy eliminacji. We wtorek udział w tegorocznym Wimbledonie rozpocznie Agnieszka Radwańska, rozstawiona z numerem trzecim. Rywalką 27-letniej krakowianki będzie Ukrainka Kateryna Kozłowa, sklasyfikowana na 97. miejscu na świecie. Będzie to ich pierwsze spotkanie, które zostało wyznaczone jako trzeci pojedynek na korcie numer 2. Początek gier o 12.30 czasu polskiego. Na korcie centralnym zagra broniąca tytułu Amerykanka Serena Williams (1.), przeciwko mało znanej Szwajcarce Amrze Sadikovic. Na tej samej arenie będzie rywalizował również Szkot Andy Murray (2.), zwycięzca Wimbledonu z 2013 roku, a jego przeciwnikiem będzie inny Brytyjczyk Liam Broady. Z Londynu Tomasz Dobiecki