Rozstawiony w drabince z numerem trzecim Murray, zwycięzca Wimbledonu z 2013 roku, doprowadził londyńską widownię na skraj załamania nerwowego, gdy nieoczekiwanie stracił swój serwis na 4:5 w czwartym secie meczu z Francuzem Jo-Wilfriedem Tsongą (12.). Chwilę później rywal zrobił użytek z potężnego podania i doprowadził do decydującej partii. W niej Brytyjczyk zaskakująco łatwo objął prowadzenie 5:0, zdobywając po drodze dwa "breaki". W szóstym gemie co prawda Tsonga dosłownie rozstrzelał go swoim serwisem, ale też Murray wyraźnie czekał na własnego gema, w którym chciał postawić przysłowiowa kropkę nad "i". I faktycznie postawił, wykorzystując już pierwszą z trzech piłek meczowych, dzięki asowi. - To był ekstremalnie ciężki i wymagający mecz, w którym musiałem walczyć o każdą piłkę i nie miałem najmniejszego marginesu błędu. Kiedy tylko nie wykorzystywałem jakiejś szansy, to od razu miał ją Tsonga. Cały czas była presja i świadomość, że on nie odpuści do ostatniej wymiany. Jestem mocno zmęczony fizycznie i psychicznie, wiec teraz muszę mocno odpocząć i się zregenerować, bo przede mną kolejny ciężki mecz już pojutrze - powiedział Murray, mistrz olimpijski igrzysk w Londynie 2012 w singlu. Ostateczny wynik tego maratonu wyniósł 7:6 (12-10), 6:1, 3:6, 4:6, 6:1. Jednak w końcowym rozrachunku w turnieju, wybiegane na korcie dzisiaj kilometry w ciągu trzech godzin i 54 minut mogą mieć znaczenie. Szczególnie, jeśli - zgodnie z oczekiwaniami brytyjskiej widowni - dotrze do finału i trafi w nim na przeżywającego kolejną młodość Federera. Zanim jednak, to tego dojdzie, to w piątkowym półfinale rywalem Murrraya będzie Czech Tomas Berdych (10.), finalista z 2010 roku, który pokonał w środę Francuza Lucasa Puille (32.) 7:6 (7-4), 6:3, 6:2. Ze względu na londyńską widownię należy się spodziewać, że Murray zagra z Berdychem w drugim piątkowym pojedynku. Federer, w pierwszym środowym ćwierćfinale na Korcie Centralnym, obronił trzy meczbole, zanim po godzinie i 17 minutach okazał się lepszy od Chorwata Marina Cilicia (nr 9.) 6:7 (4-7), 4:6, 6:3, 7:6 (11-9), 6:3. W ten sposób 34-letni Szwajcar zapisał na swoim koncie kolejne w karierze rekordy, bowiem: wygrał 307. mecz w Wielkim Szlemie (Martina Navratilova - 306), osiągnął 40. wielkoszlemowy półfinał, w tym również rekordowy 11. w Wimbledonie (w Australian Open osiągnął te fazę 12 razy). Wciąż Szwajcar jest też samodzielnym liderem, jeśli chodzi o liczbę 17 wielkoszlemowych zwycięstw, choć ostatnie odniósł w 2012 roku, właśnie na londyńskiej trawie. Wówczas triumfował tu po raz siódmy, po wygranych w latach 2003-07 i 2009. Drugi na liście wszech czasów Amerykanin Pete Sampras zakończył karierę z dorobkiem 14 wielkoszlemowych tytułów, a z aktywnych graczy niedługo może go prześcignąć Serb Novak Djoković - 12. W piątek Federer będzie walczył o swój 11. wimbledoński finał z Kanadyjczykiem Milosem Raonicem (nr 5.). Jeśli z sukcesem, to odnotuje rekordowy 85. wygrany mecz na londyńskiej trawie, bo obecnie wyrównał osiągnięcie Amerykanina Jimmy’ego Connnorsa sprzed trzech dekad. Szwajcar poniósł tylko 10 porażek na kortach przy Church Road. Raonic osiągnął dopiero trzeci w karierze wielkoszlemowy półfinał, a drugi w Londynie, po tym, jak pokonał w środę pogromcę Serba Novaka Djokovicia (1.) z trzeciej rundy - Amerykanina Sama Querreya (28.) 6:4, 7:5, 5:7, 6:4. W czwartek na Korcie Centralnym zostaną rozegrane dwa półfinały singla kobiet. W pierwszym z nich ubiegłoroczna triumfatorka - Amerykanka Serena Williams (nr 1.) spotka się z Rosjanką Jeleną Wiesniną, która wcześniej nigdy nie doszła do ćwierćfinału w Wielkim Szlemie. Wynik tego pojedynku wydaje się przesądzony i chyba raczej ciężko byłoby znaleźć kogoś, kto postawiłby choć funta na porażkę Sereny. Jednak w drugim meczu sprawa wydaje się otwarta, bowiem starsza z sióstr Williams - Venus (nr 8.) będzie walczyć z Niemką polskiego pochodzenia Angelique Kerber (4.), która w styczniu odniosła swoje pierwsze zwycięstwo wielkoszlemowe w Australian Open (w finale pokonała Serenę). - Wydaje mi się, że w finale spotkają się siostry Williams, bo obie zawsze dobrze spisywały się na londyńskiej trawie. Obie są w formie i myślę, że bardzo chciałyby wrócić do dawnych czasów, kiedy ze sobą rywalizowały w decydujących meczach. Jednak Venus czeka jutro naprawdę trudne zadanie, bo Angelique jest też bardzo mocna w tej chwili i nabrała pewności siebie pod zwycięstwie w Melbourne. Wydaje mi się, że powalczą w trzech setach, bo żadna nie będzie chciała odpuścić - powiedziała Interii Martina Navratilova, która straciła w środę rekord 306 wygranych meczów w Wielkim Szlemie. - Oglądałam dzisiaj większość tego meczu i musze przyznać, że jestem w stanie wybaczyć Rogerowi, że mnie zdetronizował. Ale wciąż jeszcze jestem liderką wśród kobiet i mam nadzieję, że Serenie nie przyjdzie do głowy, by mnie wyprzedzić - dodała. Po odpadnięciu w pierwszej rundzie gry podwójnej, w trzeciej rundzie miksta swój występ w tegorocznym Wimbledonie zakończył Łukasz Kubot, w parze z Czeszką Andreą Hlavackovą (nr 6.). W dodatku przegrał ze swoim partnerem deblowym Austriakiem Alexandrem Peyą i Słowenką Andreją Klepac (10.) 1:6, 2:6. Przed Polakiem teraz dość intensywny cykl startów. - Usiedliśmy z Alexem i poważnie porozmawialiśmy, podsumowaliśmy nasze dotychczasowe starty w Roland Garros i na trawie, no i uznaliśmy, że dalej będziemy grać razem do US Open włącznie. Nie wiem jeszcze jak długo on tutaj pogra, ale na pewno w przyszłym tygodniu zagramy w Hamburgu i w zależności jak nam tam pójdzie, polecimy od razu do Waszyngtonu, a stamtąd do Toronto, no i z Kanady ruszymy na igrzyska do Rio. Dość karkołomne to są plany, ale tak niestety wygląda kalendarz ATP w roku olimpijskim - powiedział Kubot. - W singlu pewnie bym się nie podjął gry na trzech różnych nawierzchniach w ciągu trzech tygodniu. Tu, zaraz po trawie, będzie "ziemia, a potem twarde korty. Jednak w deblu to już nie ma aż takiego znaczenia, owszem będzie to wymagający scenariusz, ale nie powinniśmy mieć z tym większego problemu. W Toronto jest duży turniej, na którym nam obu zależy, więc może tak być, że np. odpuścimy Waszyngton, ale to będzie zależało, jak nam pójdzie wcześniej w Hamburgu. Tak naprawdę to, najbardziej mnie martwi bardzo długa podróż z Kanady do Brazylii, ale już sprawdzałem, ze są bezpośrednie nocne loty. Jeszcze nie mam biletu, ale będę musiał szybko się zdecydować, bo wiele ich nie zostało, a ATP Tour na pewno nam nie podstawi żadnego czarteru do Rio, niestety. Wszystko więc wskazuje na to, że przysięgę złożę już na miejscu, w wiosce olimpijskiej. Cóż, takie jest życie tenisisty i nasza praca, że ciężko nas zostać w domu czy zebrać w jednym miejscu - dodał. Warto przypomnieć, że w swoim pierwszym wspólnym starcie, Polak i Austriak osiągnęli wielkoszlemowy półfinał na kortach ziemnych im. Rolanda Garrosa. Po Paryżu, już na trawie doszli do finału mocno obsadzonego turnieju w Halle. W ćwierćfinale miksta w tegorocznym Wimbledonie jest za to Marcin Matkowski razem ze Słowenką Kateriną Srebotnik (nr 11.). W czwartek spotkają się w czwartym meczu (gry startują o godzinie 11.30) na korcie numer trzy z duetem Jaroslava Szwedowa z Kazachstanu i Aisam-Haq Qreshi z Pakistanu (14.). Matkowski stworzy z Kubotem olimpijski debel. Być może jeden z nich wystąpi również w rywalizacji mikstów w parze z Agnieszką Radwańską, która jako jedyna wśród kobiet wystartuje tam też w singlu. W grze pojedynczej mężczyzn powalczy za to Jerzy Janowicz, który pod koniec lipca ma wrócić na korty po poważnej kontuzji kolana, przez którą nie grał nigdzie od stycznia. - Nie robię żadnych zabiegów i innych podchodów do Agnieszki, nie wysyłam czekoladek, choć wiem, że bardzo lubi czekoladę. Po prostu zobaczymy na miejscu jak będzie z mikstem i z kima Agnieszka będzie chciała zagrać, no i czy będzie chciała zagrać miksta. Na pewno trzymam kciuki, żeby zdobyła medal w singlu, z Marcinem zrobimy wszystko, żeby nam się to udało w deblu, a co do miksta, to sprawa jest otwarta i taka będzie do samego końca, bo pary będą się zgłaszać już na miejscu - powiedział Kubot. Jest jeszcze możliwy trzeci scenariusz, że Radwańska wystąpi z Janowiczem, ale - ze względu na jego niski ranking (ma zamrożony na 94. Pozycji w ATP World Tour - to konieczna byłaby "dzika karta". O nią nie będzie łatwo, bo w drabince znajdzie się tylko 16 par. To oznacza też, że po dwóch wygranych meczach będzie się już realnie walczyć o medale. Radwańska i Janowicz, bez wcześniejszego przygotowania i wspólnych startów, wystartowali dwa lata temu w Pucharze Hopana w Perth, nieoficjalnych mistrzostwach świata drużyn mieszanych i zwyciężyli w imprezie. Z Londynu Tomasz Dobiecki