Po czterech godzinach i 41 minutach, były łzy radości, całowanie trawy, kankan w wykonaniu Kubota, uściski i odbiór pucharów w Loży Królewskiej z rąk Ksiecia Kentu, będącego honorowym prezesem The All England Lawn Tennis and Croquet Club. Niecałe pół godziny po meczbolu dającym Hiszpance Garbine Muguruzy tytuł mistrzyni Wimbledonu 2017, na Kort Centralny weszli finaliści debla mężczyzn, który w Anglii cieszy się dużym zainteresowaniem. Jeśli zerknąć do oficjalnych wydawnictw turniejowych, to drabinka gry podwójnej zawsze znajduje się tuż za singlową - jako "Event II" - a przed singlem pań. Na innych Wielkich Szlemach jest za kobiecymi rozgrywkami. Zresztą w The Championships, jako ostatnim z czterech najważniejszych turniejów w sezonie wprowadzono równouprawnienie w puli nagród. Łukasz Kubot często powtarza, że ważni są dla niego ludzie, że nigdy nie zapomina o tych, którzy mu pomogli. Finał debla w The Championships 2017 był tego doskonałym przykładem. W pierwszym rzędzie krzeseł w "players box" na Korcie Centralnym, obok jego czeskiego trenera Jana Stocesa, fizjoterapeuty Ivana Machytki, byłego gracza Wojciecha Fibaka, zasiadł w sobotę Ryszard Krauze, dzięki któremu polski tenis w ostatnich sezonach przeżywa lata świetności. 15 lat temu za sprawą, sięgającego kilku milionów złotych, zaangażowania finansowego prezesa firmy Prokom Software, powstał program szkoleniowy PZT Prokom Team, przy współpracy z Polskim Związkiem Tenisowym. To pod jego skrzydłami wielkie kariery rozpoczynali Agnieszka Radwańska (finalistka Wimbledonu 2012), Kubot, Jerzy Janowicz (półfinalista Wimbledonu 2013), debel Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski (finaliści US Open 2011), Klaudia Jans-Ignacik (finalistka Roland Garros 2012 w mikście) i wielu innych. - Dzięki panu Krauze dużej grupie tenisistów udało się spełnić marzenia o grze z najlepszymi czy zwycięstwach w Wielkim Szlemie. Gdyby nie on nasze drogi mogłyby się potoczyć różnie, być może nie udałoby się nam tego wszystkiego osiągnąć - powiedział Interii Kubot. Zanim rozpoczęła się walka o tytuł i premię w wysokości 400 tysięcy funtów do podziału na parę (przegrani otrzymują połowę tej sumy), sędzia poinformował obie pary o obowiązujących w finale zasadach. "Szanowni panowie, gra toczy się do trzech wygranych setów, bez tie-breaka w decydującym secie. Pamiętajcie, że czas między punktami nie może przekroczyć 20 sekund i proszę nie łamać rakiet. Powodzenia". Zaraz po tym wyrzucił monetę, losowanie wygrali Marach i Pavić, którzy wybrali odbiór. W tej sytuacji jako pierwszy w finale serwował Melo, a po nim kolejno: Marach, Kubot i Pavić. Od pierwszych minut widać było, że nie będzie łatwych punktów, że będzie cały czas obustronna presja wywierana na returnie, że nawet przypadkowe przegranie podania będzie stratą nie do odrobienia. Jako pierwszy przekonał się o tym Polak, który przegrał własnego gema na 5:6 w pierwszym secie, choć przy "break-poincie" to jego brazylijski partner trafił w siatkę. Rywale wykorzystali to i po 40 minutach objęli prowadzenie w meczu, rozstrzygając partię wynikiem 7:5. Drugi set był niemal lustrzanym odbiciem, bo w nim zadecydował również "break", ale tym razem uzyskany w ostatnim gemie, przy serwisie Pavicia, po godzinie i 48 minutach doszło więc do wyrównania. Bez przełamań minął trzeci set, więc konieczny był tie-break, a w nim znowu gra toczyła się punkt za punkt, ale zgodnie z regułą własnego serwisu tylko do stanu 3-2 dla polsko-brazylijskiej pary. Zdołała ona potem wygrać dwie wymiany przy podaniu Maracha, a także wykorzystać dwa serwisy Melo, rozstrzygając "dogrywkę" wynikiem 7-2. Niebezpiecznie zrobiło się na początku czwartej partii, bo Melo stracił swój serwis i zrobiło się 1:3. Chwilę później Marach zrewanżował się tym samym, po czym Kubot popełnił podwójny błąd przy "break-poincie". Tę serię gentlemańskich gestów przerwał dopiero Pavić, zdobywając gema na 5:2 asem, natomiast seta rozstrzygnął Austriak 6:3. Decydująca partia była jeszcze bardziej zacięta, choć po wszystkich graczach widać było zmęczenie. Niezmiennie jednak koncentrowali się na utrzymywaniu własnych podań. Przy stanie 6:5 Kubot i Melo nie wykorzystali dwóch meczboli, maraton więc trwał dalej, gdy zaczynały zapadać ciemności. Po równych czterech godzinach gry był wynik 7:7, a przy stanie 10:10 rywale zaczęli narzekać na zmierzch utrudniający grę. Szef sędziów Andrew Jared dwa gemy później zarządził dziesięciominutową przerwę na zasunięcie dachu i włączenie oświetlenia. Po wznowieniu Kubot i Melo zagrali fenomenalnie. Najpierw Brazylijczyk utrzymał swoje podanie, a następnie objęli prowadzenie 40-0 przy serwisie Maracha. Wykorzystali pierwszego z trzech meczboli, a trzeciego tego dnia, po czterech godzinach i 41 minutach. Już przed finałem było wiadomo, że w poniedziałek Kubot osiągnie najwyższą w karierze - czwartą pozycję w indywidualnym rankingu deblistów ATP World Tour, a jego partner zostanie liderem klasyfikacji. Melo zdetronizował Fina Henriego Kontinena, którego wyeliminowali - w parze z Australijczykiem Johnem Peersem - rundę wcześniej. 33-letni Brazylijczyk faktycznie powróci na fotel lidera, który zajmował dotychczas przez 22 tygodnie. Po raz pierwszy również zajął go dzięki wspólnemu występowi z Polakiem. - Tak, może to zabrzmi nieskromnie, ale już raz pomogłem Marcelo w zostaniu numerem jeden na świecie. W październiku 2015 roku wygraliśmy razem halowy turniej ATP w Wiedniu, co dało mu wtedy awans. Cieszę się, że po raz drugi to mu się udało ze mną u boku. Jestem dumny, że mogę grać z takim partnerem, który świetnie się czuje na każdej nawierzchni i teraz obaj mamy już na swoim koncie wygrany Wimbledon - powiedział Interii Kubot. Do sobotniego finału Wimbledonu Kubot był w trójce "Biało-czerwonych", którzy mieli na koncie triumf w Wielkim Szlemie: Jadwiga Jędrzejowska wygrała grę podwójną Rolanda Garrosa w 1939 roku, Wojciech Fibak Australian Open w 1978 roku i Kubot Australian Open w 2014. Teraz 35-letni tenisista jest jedynym Polakiem, który zwyciężył w dwóch wielkoszlemowych turniejach. Z Londynu Tomasz Dobiecki Wynik finału gry deblowej mężczyzn: Łukasz Kubot/Marcelo Melo (Polska/Brazylia, 4) - Oliver Marach/Mate Pavić (Austria/Chorwacja, 16) 5:7, 7:5, 7:6 (7-2), 3:6, 13:11