Był to ich drugi pojedynek. Poprzednio triumfował Ito w drugiej rundzie kwalifikacji do wielkoszlemowego US Open w 2009 roku (6:2, 3:6, 6:4). W Londynie wyszli na kort we wtorek późnym południem, ale ich grę przy stanie 5:3 w trzecim secie i 30-30 przy serwisie Kubota przerwał deszcz. W środę rozstrzygnięcie losów pojedynku zajęło mniej więcej tyle samo, co pięciominutowa rozgrzewka. Kubot rozpoczął od skutecznego pójścia do siatki, chwilę później przy pierwszym meczbolu jego wolej z forhendu zatrzymał się na taśmie. Potem Polakowi uciekły jeszcze dwie okazje do zakończenia spotkania, ale wykorzystał czwartą szansę. Znów poszedł do siatki, a próba jego minięcia przez Japończyka zakończyła się wyrzuceniem piłki na aut. "Dobrze, że skończyło się dziś na jednym gemie, bo Łukasz był trochę zdenerwowany i spięty. W końcu broni tu sporo punktów za ubiegłoroczną czwartą rundę, więc czuł dużą presję. Do tego wczorajszy deszcz, który spadł chyba w najgorszym momencie. Kiedy się zaczęło mocno chmurzyć i kapać, to Łukasz próbował skończyć szybciej mecz. Ale gdy prowadził 5:1 i 5:2 popełnił jednak kilka drobnych błędów taktycznych" - powiedział czeski trener Jan Stoces, prowadzący od dwóch lat tenisistę z Lubina. We wtorek otwarcie meczu należało do Japończyka, który rzadziej się mylił i odważnie mijał rywala chodzącego konsekwentnie do siatki. Ito prowadził 3:1, ale cztery kolejne gemy zdobył Polak, który rozstrzygnął później na swoją korzyść tie-breaka 8-6. W drugim secie tenisista przełamał podanie rywala już w trzecim gemie i utrzymał tę przewagę do końca. Natomiast w trzecim szybko odskoczył na 5:1, zdobywając dwa "breaki". Późnej jednak brakło mu trochę precyzji, czemu sprzyjał nadmierny pośpiech. Stracił dwa gemy i wtedy się rozpadało. "W sumie Łukasz grał przez cały mecz dobrze, choć może trochę miał słabszy return, niż zwykle. Szczególnie w pierwszym secie Ito dobrze serwował, właściwie strzelał piłki i trudno było przewidzieć gdzie trafi. Jednak później wszystko się unormowało; w trzecim secie Łukasz grał po prostu świetnie, no poza dwoma gemami tuż przed deszczem, ale to były nerwy i pośpiech. Wczoraj wieczorem powiedziałem mu, żeby dalej grał w stylu "serwis wolej" i nie przestawał atakować" - podkreślił Stoces. Kolejnym rywalem Kubota będzie Chorwat Marin Cilic, rozstawiony z numerem 16, z którym ma niekorzystny bilans pojedynków 0-2 (obydwa na twardych kortach). Przegrał z nim w 2007 roku w challengerze w Sarajewie 5:7, 3:6 oraz dwa lata później w imprezie rangi ATP Masters 1000 w paryskiej hali Bercy 7:6 (7-3), 4:6, 2:6. "Nie chcę teraz mówić o taktyce na Cilica, na to przyjdzie czas. Na pewno to o wiele groźniejszy rywal, w dodatku zwyciężył w tym miesiącu w turnieju na trawie w Queens Clubie. Na papierze na pewno Cilic powinien wygrać, ale Łukasz nie ma nic do stracenia. Przed rokiem miał w drabince Monfilsa, numer dziewięć na świecie, a go pokonał" - uważa Stoces. Przed rokiem Kubot przebił się do turnieju głównego przez trzy rundy eliminacji rozgrywanych na przedmieściach w Rohampton. Na obiekcie The All England Lawn Tennis and Croquet Club wygrał trzy mecze, kolejno z Francuzem Arnaudem Clementem, Chorwatem Ivo Karlovicem i Francuzem Gaelem Monfilsem (rozstawiony z numerem osiem). W kolejnym pojedynku nie wykorzystał dwóch meczboli przeciwko Hiszpanowi Feliciano Lopezowi (nr 18.) i przegrał w pięciu setach. Stawką tego spotkania był ćwierćfinał przeciwko Szkotowi Andy'emu Murrayowi (4.). Wyniki środowych meczów: 1. runda Milos Raonic (Kanada, 21) - Santiago Giraldo (Kolumbia) 6:4, 6:4, 6:4 Bjorn Phau (Niemcy) - Wayne Odesnik (USA) 6:3, 3:6, 6:7 (3-7), 6:3, 6:4 Łukasz Kubot (Polska) - Tatsuma Ito (Japonia) 7:6 (8-6), 6:3, 6:3 Jurgen Melzer (Austria) - Stanislas Wawrinka (Szwajcaria, 25) 3:6, 7:6 (7-2), 2:6, 6:4, 8:6 David Ferrer (Hiszpania, 7) - Dustin Brown (Niemcy) 7:6 (7-5), 6:4, 6:4 2. runda Juan Monaco (Argentyna, 15) - Jeremy Chardy (Francja) 6:2, 3:6, 6:3, 7:6 (7-3) Florian Mayer (Niemcy, 31) - Philipp Petzschner (Niemcy) 3:6, 3:6, 6:4, 6:2, 6:4 Roger Federer (Szwajcaria, 3) - Fabio Fognini (Włochy) 6:1, 6:3, 6:2