Matkowski i Paes pewnie pokonali w piątek Yen-Hsun Lu z Tajwanu i Serba Jarko Tipsarevicia 6:1, 6:3. Najpierw, tak jak większość tenisistów - poza tymi, którzy grali pod dachem Kortu Centralnego - długo czekali na możliwość gry i dokończenie pierwszego meczu na ich korcie. A następnie, gdy prowadzili w drugim secie 4:3, zmuszeni byli na blisko godzinę udać do szatni, bo znów się rozpadało. - Fakt, że dzisiaj więcej czasu spędziliśmy w szatni, niż na korcie. Tym bardziej że przez problemy z deszczem, organizatorzy zmienili i gramy do dwóch wygranych setów, nie do trzech, jak zawsze. Cieszymy się, że zagraliśmy szybki mecz, więc jesteśmy obaj zadowoleni, że szybko poszło i udało się przed deszczem. Chociaż nie uważam, żeby to była dobra decyzja, bo to tak naprawdę spłaszcza mecze, więc powinni się tego trzymać, że gramy do trzech wygranych setów. Te zmiany mogą niestety trochę wypaczyć turniej - powiedział Interii Matkowski. Polak rozpoczął sezon w parze z Łukaszem Kubotem, ale w kwietniu postanowili się rozstać, bo nie byli zadowoleni ze wspólnych wyników. Wystąpią za to razem na igrzyskach olimpijskich w Rio. Przed miesiącem Matkowski z Paesem dotarli do ćwierćfinału wielkoszlemowego Roland Garros. - W przeszłości graliśmy już razem, ale pojedyncze turnieje. Tym razem zawiązaliśmy dłuższą współpracę i na razie idzie nam nieźle. Jednak nie rozmawialiśmy jeszcze, co będzie dalej, byliśmy umówieni na wspólne starty do Wimbledonu. Zobaczymy też jak nam tu pójdzie - dodał Matkowski. Najlepszym wynikiem Polaka na londyńskiej trawie jest ubiegłoroczny ćwierćfinał, osiągnięty z Serbem Nenadem Zimonjiciem. W wielkim Szlemie może się poszczycić występem w finale US Open 2011 roku, razem z Mariuszem Fyrstenbergiem. - Po cichu liczymy tutaj na jakiś dobry wynik, bo gramy tu na ulubionej nawierzchni Leandera, ale nie zastanawiamy się, jak daleko zajdziemy. Nie jesteśmy rozstawieni, co nam trochę utrudnia sprawę, ale jeśli obaj będziemy grali tu swój najlepszy tenis, to być może nawet wygramy w tym turnieju. W Wielkim Szlemie gra się, żeby wygrać, a ja już wielokrotnie byłem w ćwierćfinałach, raz w finale, więc liczę, że uda mi się zrobić ten krok dalej, bo stać mnie na najlepsze wyniki - uważa Matkowski. W sobotę mecz pierwszej rundy dokończy za to polsko-austriacki debel Łukasz Kubot i Alexander Peyą. Rozstawiony z numerem siódmym duet w tym samym czasie, co Matkowski, musiał przerwać grę - ale w pierwszym secie, gdy prowadził 3:1 z brytyjskimi braćmi Kenem i Nealem Skupskimi. Po wznowieniu gry Kubot i Peya rozstrzygnęli na swoją korzyść pierwsza partię, wynikiem 6:2 i byli bliscy zakończenia spotkania w tie-breaku drugiego seta, gdy wyszli w nim na prowadzenie 6-4. Jednak nie wykorzystali później trzech meczboli i przegrali go 7-9. Gdy zdobyli pierwszego gema w decydującej partii, znów się rozpadało i musieli udać się do szatni. Parę minut później organizatorzy ogłosili, ze względu na niekorzystne prognozy pogody na wieczór, nie będzie kontynuacji gry na otwartych kortach. W tej sytuacji zostali na placu boju, pod dachem Kortu Centralnego, tylko Szwajcar Roger Federer (nr 3.) i Brytyjczyk Daniel Evans. W trzecim z piątkowych pojedynków na największym tenisowym stadionie przy Church Road, Federer po raz kolejny "podpadł" brytyjskiej widowni, po tym jak rundę wcześniej wyeliminował jej pupila Marcusa Willisa. Tym razem, również bez straty seta uporał się z Evansem, wygrywając 6:4, 6:2, 6:2. - Wierzę, że londyńska widownia mi to wybaczy takie niefortunne zdarzenia, ale niestety nie miałem wpływu na losowanie drabinki turniejowej. Mam nadzieję, że to nie zmieni jej sympatii do mnie i w kolejnych meczach, jak zawsze, będę mógł liczyć na jej wsparcie - powiedział po zwycięstwie Szwajcar, który jako pierwszy zameldował się w 1/8 finału The Championships 2016. Swojego kolejnego rywala pozna w sobotę, a będzie nim lepszy zawodnik w pojedynku Amerykanina Steve’a Johnsona z Bułgarem Grigorem Dmitrowem. Federer ma w dorobku siedem zwycięstw w Wimbledonie, ale ostatnie - zarówno na londyńskiej trawie, jak i w Wielkim Szlemie - odniósł w 2012 roku. W ostatnich dwóch sezonach ponosił tu porażki w finałach z Novakiem Djokoviciem. Tym razem na Serba może trafić rundę wcześniej. W czerwcu wrócił do gry po blisko trzymiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją kolana. Przed przyjazdem do Londynu wystąpił w dwóch turniejach ATP World Tour na trawie, w Stuttgarcie i Halle, dochodząc w obydwóch do 1/2 finału. Jest uważany za jednego z najpoważniejszych kandydatów do triumfu, obok Djokovicia i Szkota Andy’ego Murraya (nr 2.). Na razie trzej najwyżej rozstawieni tenisiści wciąż znajdują się w drabince tegorocznego Wimbledonu. Odpadł w piątek za to numer cztery - Szwajcar Stan Wawrinka, pokonany przez wracającego do tenisa w wielkim stylu Juana Martina del Potro 3:6, 6:3, 7:6 (7-2), 6:3. 27-letni Argentyńczyk jest obecnie 165. w rankingu ATP World Tour, a Wawrinka piąty (nie gra czwarty Hiszpan Rafael Nadal). To skutek poważnych problemów z nadgarstkiem i kilku skomplikowanych operacji, które sprawiły, że na londyńskiej trawie wystąpił po raz pierwszy od trzech lat i wygrał już drugi pojedynek tutaj. W 2013 roku dotarł w The Championships do półfinału, a w tym tygodniu rozegrał pierwszy mecz w Wielkim Szlemie od stycznia 2014 roku, od porażki w drugiej rundzie Australian Open. Kolejnym rywalem, w pojedynku o awans do 1/8 finału, będzie w sobotę Francuz Lucas Puille (nr 32.). - Po tak długiej przerwie, na pewno będzie mi ciężko grać długi mecz dzień po dniu. Dzisiaj były cztery sety i mam nadzieję, że jutro nie będzie pięciu setów, bo nie wiem, czy wytrzymam tyle na korcie. Jestem jednak dobrej myśli, nie mam wielkich oczekiwań, po prostu cieszę się grą w tenisa, tym, że znów mogę trzymać rakietę w ręku, bo jeszcze kilka miesięcy temu myślałem, że to będzie niemożliwe. Ale udało się, jestem tu i awansowałem do trzeciej rundy Wimbledonu. Jestem naprawdę szczęśliwy - powiedział del Potro.