Będzie to powtórka styczniowego finału w Australian Open, w którym Kerber nieoczekiwanie pokonała faworyzowaną Amerykankę, zdobywając pierwszy wielkoszlemowy tytuł w karierze. - Oczywiście trzeci występ w finale, w trzecim w tym roku turnieju Wielkiego Szlema, jest jakimś tam osiągnięciem, z którego powinnam się w sumie cieszyć. I pewnie wiele dziewczyn chciałoby być na moim miejscu, ale przypominam, że dwa poprzednie przegrałam, więc nie mam zbyt dużo powodów do dumy. Teraz mam nadzieję, że uda mi się wreszcie wygrać i zrewanżować Angelique za Melbourne - powiedziała Williams. W czwartek 28-letnia Kerber, która na co dzień trenuje na kortach swojego dziadka Janusza Rzeźnika w Puczczykowie koło Poznania, powstrzymała zwycięski marsz w Londynie drugiej z sióstr Williams - Venus (nr 8.), wygrywając z nią 6:4, 6:4, w ciągu zaledwie godziny i 12 minut, a każdy z setów trwał po 36 minut. - To niesamowite pokonać Venus w wielkoszlemowym półfinale, bo to świetna zawodniczka i wielka mistrzyni, która wygrywała tu wiele razy. Cieszę się, że udało mi się ją pokonać właśnie w Wimbledonie i osiągnąć swój drugi finał w Wielkim Szlemie. Dzisiaj wszystkie "strzały" mi wchodziły, grałam solidnie i dokładnie. To dla mnie wielki wynik - powiedziała Kerber. W pierwszym secie obie zawodniczki seriami przegrywały swoje podania. W sumie, w dziesięciu gemach, doszło aż do siedmiu "breaków", w tym czterech na korzyść Kerber. - Obie bardzo dobrze returnowałyśmy, dlatego cały czas wywierałyśmy na siebie nawzajem presję. Chwilami było bardzo ciężko, bo każdy nieco słabszy serwis wracał z większą prędkością i siłą. Dlatego musiałyśmy mocno ryzykować przy serwisie i nawet na chwilę nie można było zwolnić - powiedziała Niemka. W drugim secie doszło tylko do jednego przełamania podania Amerykanki, już na samym początku i ta przewaga wystarczyła Kerber do rozstrzygnięcia losów spotkania. Choć niewiele brakło, żeby wszystko potoczyło się szybciej, ale po drodze Williams trzykrotnie obroniła "break pointy". Zgodnie z oczekiwaniami pierwszy z czwartkowych półfinałów był dość jednostronnym widowiskiem, w którym pierwszoplanowe skrzypce zagrała młodsza z sióstr Williams, Serena. Ubiegłoroczna triumfatorka londyńskiej imprezy w ciągu zaledwie 48 minut 6:2, 6:0 Rosjankę Jelenę Wiesninę, a warto zauważyć, ze wygrała dziś 96 procent piłek przy swoim podaniu. - Serwis jest jednym z najważniejszych elementów w mojej grze. Kiedy serwuję, jak dziś, to czuję, że dominuję na korcie. To się przekłada na całą moją grę i pewność siebie. Dzisiaj to było doskonale widać, bo właściwie od początku do samego końca wszystko mi się idealnie układało na korcie. Praktycznie się dziś nie myliłam - powiedziała Williams. Rosjanka nie miała w tym spotkaniu ani jednej szansy na przełamanie podania Williams. Sama przegrywała swoje pięciokrotnie, a zdołała obronić tylko cztery z dziewięciu "break pointów". - Czułam się dzisiaj, jakbym nie miała żadnej szansy, to po pierwsze. Serena grała naprawdę dobrze, świetnie serwowała i miała niesamowity procent celności pierwszego serwisu. To było po prostu niewiarygodne u niej. Serena jest zawodniczką, przed która trzeba mieć wiele respektu. Ona wygrała tyle turniejów wielkoszlemowych - powiedziała Wiesnina. - Ja na pewno mogę mieć pretensje do swojego serwisu, bo dzisiaj nie działał tak, jak powinien. No i nogi mogły się dzisiaj ruszać nieco szybciej, bo do wielu piłek dochodziłam trochę spóźniona. Mam co przemyśleć teraz i to dość szybko, zanim znów wyjdę dzisiaj na kort. Serena, gdy gratulowałam jej zwycięstwa powiedziała: do zobaczenia później. Mam nadzieję, że tym razem ja będę miała powody do radości - dodała Rosjanka, która w tym tygodniu po raz pierwszy grała w wielkoszlemowym ćwierćfinale, a teraz również półfinale. Wiesnina nie pożegnała się jeszcze z tegorocznym Wimbledonem, bowiem pod wieczór będzie jeszcze walczyć o awans do półfinału w grze podwójnej. Jej partnerką jest rodaczka Jekaterina Makarowa, a rywalkami będą siostry Williams, które nie są rozstawione w turnieju. Amerykanki rzadko grają obecnie w deblu, ale tym razem postanowiły wystąpić w ramach przygotowań do walki o olimpijskie medale na igrzyskach w Rio. - Zawsze z Venus grałyśmy w deblu dla dobrej zabawy, bo świetnie się dogadujemy poza kortem, no i na korcie też lubimy razem spędzać czas. Oczywiście startując tu będziemy się starały wygrać, ale to wciąż jest dla nas przede wszystkim dobra zabawa, dodatek do singlowych występów. No może w Rio będzie trochę inaczej, ale tylko trochę, bo chcemy znów zdobyć tam medal, ale oczywiście najważniejsza będzie dla mnie walka o złoto w singlu - uważa Serena Williams, która 26 września będzie obchodzić 35. urodziny. Być może w najbliższą sobotę liderka rankingu WTA Tour będzie świętować w Londynie swój 22. triumf w Wielkim Szlemie, czym wyrówna rekordowe osiągnięcie Niemki Steffi Graf. - Nigdy nie było moim celem wygranie 22 turniejów Wielkiego Szlema. Nie liczę ich i nie zastanawiam się nad tym. Po prostu jestem tu, by znowu zwyciężyć w Wimbledonie i cieczę się, że od tego celu dzieli mnie już tylko jeden mecz - powiedziała Amerykanka, która triumfowała na londyńskiej trawie sześciokrotnie, w latach 2002-03, 2009-10, 2012 i w ubiegłym sezonie. Tylko dwa razy zdarzyło jej się dotychczas ponieść porażki w wimbledońskim finale - z Rosjanką Marią Szarapową w 2004 roku i cztery lata później z siostrą Venus. Finał kobiet odbędzie się w sobotę o godzinie 14.00 czasu londyńskiego. Natomiast w piątek po południu zostaną rozegrane półfinały singla mężczyzn. W pierwszym z nich, o godzinie 14.00 polskiego czasu, na Korcie Centralnym wystąpi Szwajcar Roger Federer (nr 3.), siedmiokrotny triumfator Wimbledonu (2003-07, 2009 i 2012) oraz posiadacz rekordu 17 zwycięstw w imprezach zaliczanych do Wielkiego Szlema. Rywalem 34-letniego tenisisty z Bazylei i byłego lidera rankingu ATP World Tour będzie młodszy o dziewięć lat Kanadyjczyk Milos Raonic (6.). Po nich do gry wyjdzie faworyt gospodarzy - Szkot Andy Murray (2.), który bardzo chce powtórzyć na kortach przy Church Road zwycięstwo z 2013 roku. Spotka się on z Czechem Tomasem Berdychem (10.), finalista londyńskiej imprezy sprzed sześciu lat. Z Londynu Tomasz Dobiecki