- Oczywiście bardzo miło jest grać na Korcie Centralnym w Wimbledonie, ale nie mam powodów do narzekania. Jeśli przegrać mecz, to chyba lepiej na jakimś bocznym korcie, niż jednym z głównych. Wtedy może mniej ludzi zauważy - mówiła z uśmiechem po awansie do drugiej rundy londyńskiego turnieju. - Ale tak poważnie, to owszem przyzwyczaiłam się, że gram zazwyczaj na największych kortach podczas turniejów Wielkiego Szlema. Ale teraz siłą rzeczy spadłam trochę w rankingu i tym samym jestem niżej rozstawiona, więc to naturalna kolej rzeczy. Po prostu muszę sobie zasłużyć na wyższy ranking i grę na większych kortach - dodała. W pierwszym meczu pokonała we wtorek Czeszka Lucie Hradecką 6:3, 6:2, na korcie numer 12., jednym z mniejszych "show courts", posiadającym rozbudowane trybuny i z numerowanymi miejscami. - Ciekawe, chociaż to mój dziesiąty Wimbledon, to po raz pierwszy grałam na tym korcie. Zawsze to jakieś nowe doświadczenie i bardzo sympatyczne miejsce - uważa krakowianka. W czwartek, w drugiej rundzie, miała już okazję wystąpić już na czwartym co do wielkości stadionie - korcie numer 3. Kolejną rywalkę Australijkę Ajlę Tomljanovic pokonała jeszcze pewniej 6:0, 6:2. - Można powiedzieć, że powoli się pnę w stronę Kortu Centralnego, więc może się uda znów na nim zagrać. Ale tak naprawdę jest jeden sposób na to, by się tam dostać, po prostu muszę znów dojść tutaj do finału, choć nie wystarczy w sumie półfinał - powiedziała Interii po awansie do trzeciej rundy. W sobotę po południu Radwańską, rozstawioną z numerem 13., czeka pojedynek z Australijką Casey Dellacquą, z którą ma bilans meczów 4-0 i dotychczas oddała jej tylko jednego seta. - Statystyki na korcie nie grają, więc nie myślę o tym, że ją pokonałam cztery razy. I też nie ma znaczenia, że wygrałam z nią również tutaj. Każdy mecz jest jak nowe otwarcie, są nowe warunki i nie można się zastanawiać, co było wcześniej. Przede mną mecz, który musze wygrać i tylko na tym się skupiam - uważa Polka. Mecz krakowianki z Dellacquą wyznaczono jako drugi na korcie numer 18, ostatnim z "show courts", który jest niejako wciśnięty w zwężenie Millenium Building, budynku mieszczącego biuro prasowe, sale konferencyjne i studia stacji telewizyjnych. Od jego wschodniej strony góruje szeroki taras widokowy, z którego można spokojnie śledzić przebieg rywalizacji tenisistek. Kort 18 zapisał się w historii światowego tenisa, bowiem na nim ustanowiono rekord długości meczu tenisowego. Wynosi on 11 godzin i pięć minut, a został ustanowiony w dniach 22-24 czerwca 2010 rok (rozłożona na trzy dni rywalizacja spowodowana była opadami deszczu) przez Amerykanina Johna Isnera i Francuza Nicolasa Mahuta. Isner wygrał wówczas w piątym secie, trwającym ponad siedem godzin, aż 70:68. - Nawet do głowy mi nie przyszło myśleć o próbie pobicia tego rekordu. Na szczęście w kobiecym tenisie gra się do dwóch wygranych setów tylko, nie trzech, jak u mężczyzn. Choć z drugiej strony w decydującym secie nie ma tie-breaka, więc...nie, nie chcę o czymś takim myśleć, chyba bym umarła na tym korcie - powiedziała Interii Radwańska. Oprócz krakowianki w sobotę swoje mecze rozegrają jeszcze inni Polacy, ale w singlu tylko junior Michał Dembek. W pierwszej rundzie rywalizacji zawodników do 18. roku życia spotka się z Peruwiańczykiem Juanem Jose Rosasem. Mniej więcej w tym samym czasie, co Radwańska, w drugiej rundzie debla wystąpi Marcin Matkowski w parze z Serbem Nenadem Zimonjicem. Rywalami duetu rozstawionego z numerem siódmym będą Brytyjczyk polskiego pochodzenia Dominic Inglot i Francuz Edouard Roger-Vasselin. Zaraz po nich na ten sam kort numer 16 wejdą Klaudia Jans-Ignacik i Mariusz Fyrstenberg, by w drugiej rundzie gry mieszanej walczyć z Amerykanką Raquel Kops-Jones i Ravenem Klaasenem z RPA (nr 10.). Na koniec dnia na ten kort powróci Matkowski, tym razem z Rosjanką Jeleną Wiesniną. Mikst numer trzy w drabince spotka się z Tomljanovic i Chorwatem Ivo Dodigiem. Z Londynu Tomasz Dobiecki