PAP: W Toronto, mimo porażki z Naomi Osaką, na pani twarzy gościł uśmiech. Dziś po przegranej z Anastazją Sewastową był szloch. Dlaczego? Iga Świątek: - Płakałam, bo byłam świadoma straconej szansy. Z Naomi w Toronto przegrałam, ale grałam tam super i dałam z siebie wszystko. Dziś do optymalnej dyspozycji zabrakło dużo. Gdybym czuła się tak samo w drugim secie jak w pierwszym, to skończyłoby się 6:3, 6:3. Wiem, że mogę grać dużo lepiej. Pierwszy set poszedł jak z płatka, problemy zaczęły się w drugim, w którym zupełnie nie przypominała pani siebie. Co wpłynęło na gorszą dyspozycję? - Miałam spore problemy z koncentracją właśnie w tym drugim secie. Nie wiem co się ze mną działo, trochę odpłynęłam. W trzecim ważny był ten gem na 3:3, ale tam też nie byłam do końca skoncentrowana. Nie byłam pewna moich uderzeń i przed uderzeniami drżała mi ręka. I przez to popełniałam błędy, które zaważyły na wyniku. Wydawało się, że właśnie mentalnie jest pani silna. Pani trener Piotr Sierzputowski mówił, że się pani zaziębiła i prawie wcale dziś w nocy nie spała. Może to był klucz do porażki? - Nie ma co upatrywać przyczyn niepowodzenia w przeziębieniu, bo zmagam się z nim od kilku dni. Zmęczenie fizyczne? Podczas ubiegłego miesiąca faktycznie było dużo podróży, latania i gier, a mało odpoczynku. Ale to nie był decydujący czynnik. Zaskoczeniem dla mnie była gra Sewastowej, bo grała bardzo lekko. W pewnym momencie trochę się z tym wszystkim pogubiłam. Wiele pani akcji - szczególnie w pierwszym secie - publiczność kwitowała owacjami. Sewastowa grała jak cyborg, efektywnie a pani efektownie, choć nie zawsze skutecznie. Sporo pani ryzykowała, nawet w momentach, gdy rywalka miała przewagę. Czy taka taktyka się opłaca? - Wiem, że takie sytuacje nie zdarzają się codziennie i wiem, że jestem w stanie kontrolować takie wydarzenia. Jestem w stanie wygrywać takie piłki i zdobywać punkty. Dziś im bardziej próbowałam się koncentrować, tym bardziej nie mogłam. Nie wiem z czego to wynikało. US Open 2019 w grze pojedynczej to dla Igi Świątek sukces czy porażka? - Porażka, ale traktuję to jako nowe doświadczenie. Sporo czynników złożyło się na to, że nie mogłam zagrać dziś swojego idealnego tenisa. Chcę z tego wyciągnąć wnioski, bo wiem, że stać mnie na więcej. W Nowym Jorku zagra jeszcze pani w deblu z Magdą Linette. Czego można się po was spodziewać? - Zagrałam w tym roku w deblu tylko raz podczas Fed Cup, dlatego nie mam pojęcia, czego się spodziewać. Znamy się i rozumiemy z Madzią dobrze i na korcie będziemy się uzupełniać, ale skoro singiel jest dla mnie zbieraniem doświadczeń to co dopiero debel? A co po Ameryce? - Na pewno wystąpię na dwóch turniejach w Chinach. Zastanawiam się też nad Moskwą. Ale to się jeszcze okaże. Na koniec pytanie o 2020, czyli rok nie tylko olimpijski, ale i dla pani... maturalny. Jak to wszystko zamierza pani pogodzić? - Jeszcze o tym nie myślę, a jeśli już to tylko z perspektywy szkoły. Wiem, że po powrocie do Polski będę miała kilka tygodni na to, aby popracować nad całym harmonogramem z Darią Abramowicz. Coś będziemy musiały odpuścić, bo nie da się być wszędzie. Być może będą to spotkania z mediami, ale jeśli tak będzie, to nie stanie się tak z mojej winy, bo ja zawsze chętnie z dziennikarzami porozmawiam. W Nowym Jorku rozmawiał Tomasz Moczerniuk