Broniący tytułu Serb przyznał, że w niektórych fragmentach mecz nie był dobry w jego wykonaniu, ale starał się też docenić rywala - Jerzego Janowicza. - Tutejsze wieczorne sesje są najlepsze na świecie. Jerzy to tenisista nieprzewidywalny... Drugi set nie był dobry w moim wykonaniu, ale całościowo uważam, że był to przyzwoity występ - podsumował Djoković. W ostatnich dniach głównym tematem w jego przypadku są sprawy zdrowotne i słabsza forma. Lider światowego rankingu odpadł w 3. rundzie Wimbledonu, a w turnieju olimpijskim w Rio de Janeiro przegrał mecz otwarcia. Z występu w Cincinnati zrezygnował, tłumacząc to bólem nadgarstka. Po poniedziałkowym pojedynku nie chciał poruszać jednak tematu kontuzji. - Nie wydaje mi się, by było koniecznym rozmawianie o tym teraz. Przyjmuję sytuację, taką jaka jest. Po ostatnich tygodniach cieszy, że dokończyłem mecz i wygrałem go - zaznaczył. Zbył pytanie o przerwę medyczną po piątym gemie pierwszego seta, gdy fizjoterapeuta zajmował się jego łokciem i ramieniem - To było tylko działanie zapobiegawcze. Wszystko jest w porządku - zapewnił. Djoković starał się jednak rozbawić publiczność, której podziękował za to, że wytrwała do końca spotkania i dał próbkę swoich umiejętności wokalnych i tanecznych, naśladując Phila Collinsa, który wystąpił podczas poprzedzającej mecz Serba z Janowiczem ceremonii otwarcia turnieju. Zawodnik z Belgradu wygrał imprezę w Nowym Jorku dwukrotnie - pięć lat temu i w poprzednim sezonie. Począwszy od 2007 roku za każdym razem docierał co najmniej do półfinału. W drugiej rundzie tegorocznej edycji zmierzy się z Czechem Jirzim Veselym, który pokonał go w kwietniu w Monte Carlo. - Każdy dzień jest pewnego rodzaju wyzwaniem, z którym musimy sobie poradzić. Zaakceptować je i się z nim uporać - zaznaczył. 25-letni Polak wrócił do rywalizacji - po półrocznej przerwie - dopiero pod koniec lipca. Od jesieni zmagał się z kłopotami zdrowotnymi. W efekcie spadł na 247. miejsce na liście ATP. "Dla niego ten mecz był powrotem na jedną z największych scen światowego tenisa" - napisano na stronie US Open.