20-letni tenisista z Nowego Dworu Mazowieckiego jest już w Australii. Z reprezentacją Polski przygotowuje się do nowego turnieju drużynowego w tenisowym kalendarzu - ATP Cup. Znalazł się w jednej drużynie z najlepszymi polskimi zawodnikami: Łukaszem Kubotem, Hubertem Hurkaczem i Kamilem Majchrzakiem oraz kończącym wiek juniora Wojciechem Markiem. - Zakwalifikowanie się do tej drużyny uważam za swój ogromy sukces. Jestem realistą. Na jeden mecz składają się dwa single i debel. W singlu będą grali Hubert i Kamil, a w deblu Łukasz i Hubert, żeby przygotować się do występu w igrzyskach olimpijskich. Nawet jeśli nie zagram, to będę mógł spędzić czas z najlepszymi Polakami, siedzieć naprzeciwko takich zawodników jak Djoković i Nadal. Z bliska obserwować ich treningi. Te dwa tygodnie to będzie dla mnie ogromne przeżycie i cenne doświadczenie - mówi młody tenisista. Mimo powołania do narodowej drużyny, które Kacper Żuk otrzymał w listopadzie kiedy był trzecią rakietą w Polsce w singlu (dziś wyprzedził go o rok młodszy Daniel Michalski), mimo świetnych wyników w drugiej połowie roku cały czas miał wątpliwości czy w styczniu zaraz po ATP Cup nie polecieć do USA na studia. - Od paru lat spływają do mnie oferty. Musiałem podjąć jakąś decyzję. Na początku roku nie miałem dobrych wyników i myślałem o wyjeździe. Młody tenisista z Polski musi mieć plan B, zadbać o wykształcenie, bo trudno przebić się do światowej czołówki. Osobna kwestia to <a class="textLink" href="https://top.pl/finanse" title="finanse" target="_blank">finanse</a> - tłumaczy Żuk. Tenisista Legii Warszawa to jeden z najbardziej utalentowanych zawodników młodego pokolenia. W kategoriach młodzieżowych regularnie zdobywał tytuły mistrza kraju. Przed Świętami Bożego Narodzenia wygrał w Bytomiu Halowe Mistrzostwa Polski. Ale w tenisie liczy się sukcesy międzynarodowe. W tym roku Żuk zwyciężył w trzech turniejach singlowych rangi ITF i trzech deblowych w parze z Janem Zielińskim. W rankingu ATP wspiął się w listopadzie na 446. pozycję w singlu i na 365. w grze podwójnej. - W marcu nie wierzyłem, że to jest możliwe. Co roku byłem gdzieś w okolicach tysięcznego miejsca i nie byłem w stanie awansować - opowiada. Dzięki udanym występom za granicą Żuk zarobił dokładnie 22 086 tys. dol. Otrzymuje wsparcie od grupy LOTOS, sponsora Polskiego Związku Tenisowego, pomaga mu również - już od wielu lat - agencja sportowa WSG, do której do niedawna należała Iga Świątek. Nawet jeśli zsumuje się wszystkie kwoty nie starczy to na to, by na tym etapie tenisowej kariery zarabiać. Więcej się wydaje niż zarabia. W takim wypadku rozwiązaniem dla tenisistów są wyjazdy na studia do USA. Rzadko jednak studenci zostają potem profesjonalnymi zawodnikami. Wyjątkiem z polskiego podwórka jest Marcin Matkowski. - W Stanach dostałbym opiekę trenerską i miałbym świetne warunki do treningu, ale nie miałbym gwarancji rozgrywania turniejów przez cały rok. To byłoby pięć albo sześć turniejów w trakcie roku akademickiego i potem kilka turniejów latem. Bardzo trudno jest w takim przypadku utrzymać solidny ranking - mówi Żuk. Po kilku tygodniach refleksji, dyskusji i konsultacji tenisista z Nowego Dworu Maz. wspólnie z rodziną zdecydował jednak, że będzie nadal próbował przebijać się w rankingu ATP. Jego ojciec i pierwszy trener Artur Żuk mówi, że "spina budżet" na nowy sezon. Jaki będzie cel w 2020 roku? - Jest zdecydowana różnica między mną a Hubertem i Kamilem, którzy są albo byli w top 100. Mam ambicje. Za rok chciałbym deptać po piętach Hubertowi i Kamilowi. Nie będzie łatwo, muszę mieć dobre wyniki w challengerach, a w tych turniejach nawet nasi najlepsi zawodnicy nie zawsze wygrywają. Tam jest bardzo wysoki poziom - mówi. Na razie w Sydney czeka go przygoda w ATP Cup. Polacy za przeciwników mają w grupie: Argentynę (z Diego Schwartzmanem w składzie), Austrię (Dominic Thiem), Chorwację (Marin Cilić, Borna Corić). Jest kogo podpatrywać, a gra z takimi zawodnikami to tenisowa nobilitacja. Rozgrywki zaczynają się już 3 stycznia. Olgierd Kwiatkowski