Amerykanka w wielkim stylu pokonała w finale rozstawioną z numerem 1 Marię Szarapową, a kilka godzin po pojedynku już zupełnie rozluźniona i w starannie dobranej kreacji pozowała do zdjęć do ogrodzie dla zawodników. - Spotkały się dwie mistrzynie turniejów wielkoszlemowych, dwie wspaniałe tenisistki, które grały tutaj wspaniale - stwierdziła Serena. - Tym razem to mi zdarzyło się zagrać lepiej. Możecie jednak być pewni, że Maria wróci jutro do domu i będzie się starała, by grać jeszcze lepiej. Ja także nie zamierzam usiąść na laurach, wrócę do domu i do treningów. Wielu kibiców oglądając finał na Rod Laver Arena przypomniało sobie zapewne słowa, które Williams wypowiedziała pod adresem Szarapowej w listopadzie 2004 roku: - Bardzo podobają mi się jej nogi. Są takie sexy. Tym razem Amerykanka skupiła się na sporcie i swojej wielkiej woli wygrywania. - Kocham wygrywanie, a gra w tenisa czyni mnie szczęśliwą. Kocham wygrywać niezależne od tego, czy jest to gra w karty, czy też inna rywalizacja. Po prostu kocham wygrywać - powiedziała Serena. Wydaje się więc, iż młodsza z sióstr Williams wraca do wielkiej formy. - Nigdy nie odważyłabym się porównywać do Michaela Jordana, ale chciałabym, żeby moja kariera była taka jak jego. Był naprawdę wspaniały - przyznała triumfatorka Australian Open, która oczywiście ma swojego faworyta w zbliżającym się wielkim i krokami Super Bowl, wielkim finale NFL. 4 lutego w Miami Indianapolis Colts zagrają o tytuł z Chicago Bears. Serena stawia na Colts, a konkretnie na quarterbacka ekipy z Indianapolis Peytona Manninga, który wraz z bratem Eli'em robi wielką karierę w tym sporcie. - Uwielbiam Manningów. Bardziej Eli'a, bo jest młodszym bratem, a ja zawsze trzymam kciuki za młodszym rodzeństwem. Jednak chcę, by Peyton zwyciężył. Dzięki zwycięstwu w Melbourne, Serena wróciła do pierwszej "20" rankingu Sony Ericsson WTA Tour. - Jestem taka podekscytowana, zajmują teraz 14. lokatę. Wróciłam na właściwy tor, choć zajęło mi trochę czasu - dodała Amerykanka.