"Nic nie jest niemożliwe" - mieli napisane na koszulkach kibice Schiavone, którzy zasiedli na trybunach kortu Philippe'a Chatriera. I okazało się, że mieli rację Francesca, która po raz pierwszy wystąpiła w finale turnieju wielkoszlemowego, podobnie zresztą jak rywalka, zdobyła swój pierwszy tytuł i pierwszy w historii kobiecego tenisa we Włoszech. W otwierającym secie obie zawodniczki dość pewnie wygrywały własne podania. Tak było do dziewiątego gema, kiedy Stosur musiała bronić trzech break pointów. Dwa udało jej się obronić, choć w jednym przypadku pomogła jej taśma, po której piłka wyleciała na aut, ale za trzecim razem popełniła jedyny podwójny błąd serwisowy. Francesca nie mogła nie skorzystać z takiej okazji. Utrzymała swój serwis wygrywając partię. W drugiej lepiej zaczęła Australijka, której dziadek był Polakiem, ale jak przyznała nie zna naszego języka. Co prawda w trzecim gemie obroniła dwa break pointy, ale w kolejnym to ona przełamała podanie rywalki obejmując prowadzenie 3:1. Po chwili wygrała swój serwis, ale wtedy do gry wróciła Schiavone. W ósmym gemie odrobiła stratę przełamania, a ponieważ nie było ich więcej o losie seta decydował tie-break. W nim grająca prawie bezbłędnie Włoszka pozwoliła Australijce zdobyć tylko dwa punkty. - Nie przygotowałam niczego, bo myślałam, że jak to zrobię, to nigdy nie wygram - powiedziała po meczu Schiavone, które poszła w ślady swojego rodaka Adriana Panatty, który został mistrzem Rolanda Garrosa w 1976 roku. - Czuję się dzisiaj wspaniale. Czuję się jak mistrzyni - stwierdziła Francesca. - Dobra robota. Rozegrałaś wspaniały turniej - dodała Stosur, która w ubiegłym roku doszła w Paryżu do półfinału po drodze, już w pierwszej rundzie, pokonując Schiavone. Australijczycy muszą więc jeszcze poczekać na zwycięstwo swojej tenisistki w turnieju wielkoszlemowym. Ostatni raz udało się to Evonne Goolagong, która zwyciężyła 30 lat temu na trawiastych kortach w Wimbledonie. Stosur nie wytrzymała presji i sprawiała wrażenie bardzo spiętej. Popełniła 28 niewymuszonych błędów, o siedem więcej od rywalki, a nieznacznie słabsza była w statystyce wygrywających uderzeń 25-26 i asów serwisowych 3-6. Do Paryża w piątek wieczorem przylecieli z Australii rodzice Samanthy. Nie przynieśli jednak szczęścia córce, która po porażce nie mogła opanować łez i smutku po porażce. Występ w stolicy Francji przyniósł jej 560 tys. euro. Zwycięstwo dało Włoszce premię w wysokości 1,12 mln euro, a punkty tu zdobyte pozwolą awansować w poniedziałek na szósta pozycję w rankingu WTA Tour, najwyższą w dotychczasowej karierze. Wynik finału gry pojedynczej kobiet: Francesca Schiavone (Włochy, 17.) - Samantha Stosur (Australia, 7.) 6:4, 7:6 (7-2)