Francuski rząd i prezydent, w ramach walki z nadmierną dziurą budżetowa, zgodnie dążą do zlikwidowania części przywilejów pracowniczych. To oczywiście obudziło złość i aktywność związków zawodowych, które próbują wywalczyć od polityków odstępstwa od planowanych cięć. Roland Garros nie jest tutaj języczkiem u wagi, tylko rozpoczynające się 10 czerwca piłkarskie mistrzostwa Europy. W pierwszym tygodniu paryskiego turnieju doszło do strajku związków zawodowych w największych francuskich koncernach paliwowych. Protestujący wyszli na ulice, starli się z policją w kilku miejscach, a w świat poszły zdjęcia płonących opon i oddziałów prewencyjnych próbujących przywrócić ład. Chwilami można było odnieść wrażenie, że we Francji trwa wojna domowa, ale tak nie jest. O ile tamte zdarzenia nie miały większego wpływu na przebieg Rolanda Garrosa, o tyle od czwartku problem strajków i protestów może - niejako rykoszetem - dotknąć samego turnieju. W środę wieczorem, od godziny 19 według bardzo okrojonego rozkładu jazdy zaczną kursować pociągi SNCF łączące Paryż nie tylko z innymi wielkimi miastami Francji, ale i całą podparyską aglomeracją. To dopiero początek, bowiem w czwartek od rana strajkować będzie stołeczne metro. Na szczęście związkowcy okazali się łaskawi dla licznych turystów przebywających w mieście zakochanych, ale i kibiców tenisowych. Nie wszystkie podziemne składy zostaną w bazach, ale będzie tłoczno i trzeba liczyć się ze spóźnieniami, bo na trasę ruszy średnio co trzeci skład na każdej z 14 linii. Jeśli ktoś myśli, że sytuację rozładuje naziemna komunikacja w postaci autobusów, to się przeliczy. Kierowcy autobusów także będą strajkować od czwartku, również bezterminowo. Jeśli chodzi o turystów, to może to być sensowna zachęta do spacerów i podziwiania bardzo urozmaiconej architektury. Jednak dostanie się na korty położone w Lasku Bulońskim, w 16. dzielnicy, z rejonów wschodnich oznacza kilkugodzinną wędrówkę na nogach, w zależności od dystansu z hotelu czy innego miejsca pobytu. Taka kumulacja strajków i protestów nie powinna nikogo dziwić, bowiem - realnie patrząc - jest to idealny czas na wywalczenie jakichkolwiek ustępstw od strony rządowej, jeśli chodzi o reformy socjalnych przywilejów. Kto wyjdzie z tej wojny nerwów zwycięsko? Trudno przewidzieć, ale na pewno strona pracownicza ma bardzo nieekonomiczne, ale silne argumenty. Paraliż komunikacji miejskiej w Paryżu w okresie, w którym do stolicy Francji zaczynają przyjeżdżać kibice piłkarscy, oficjele UEFA, wolontariusze, to dobra karta przetargowa. Reszta jest kwestią determinacji rządzących. A, właśnie, jest jeszcze jeden protest, dosłownie wiszący w powietrzu. Od piątku, do niedzieli, miała zostać sparaliżowana praca dwóch największych podparyskich lotnisk - Roissy-Charles de Gaulle oraz Orly. Tam "o swoje" upomnieć się chcieli pracownicy służb naziemnych, ale przy okazji przyłączyć się chcieli do tej akcji piloci i stewardesy największego narodowego przewoźnika Air France. W sumie wciąż wisi, w bliżej nieokreślonej przestrzeni, bowiem podczas wtorkowych negocjacji z rządem związkowcy tymczasowo odstąpili od planów strajku zaplanowanego na najbliższy weekend - od piątku do niedzieli. We wtorek miały miejsce negocjacje pomiędzy związkowcami i stroną rządowa, które nie przyniosły żadnych konkretnych rozwiązań problemu. Ale, choć centrale związkowe jednoznacznie opowiadają się za strajkiem, nie dojdzie do niego w ten weekend. Prawdopodobnie nie dojdzie, bowiem w komunikacie strony pracowniczej można przeczytać, że "jeśli nie dojdzie do porozumienia między stronami sporu, to strajk nastąpi jeszcze w czerwcu". Jak na razie nowego terminu nie wskazano, ale nie można wykluczyć, że groźba wróci już na początku przyszłego tygodnia. W końcu perspektywa paraliżu paryskich lotnisk i pilotów Air France tuż przed meczem otwarcia Euro 2016 może złagodzić - wydawać by się mogło nieprzejednane - stanowisko niejednego polityka, nawet jeśli sam nie interesuje się futbolem. Tylko na kortach ziemnych im. Rolanda Garrosa środa przebiega spokojnie, wręcz sielsko, bo po porannym deszczu i zamgleniu nie ma już śladu i mecz rozgrywane są zgodnie z planem gier. Jak dotychczas swoje mecze singlowe w 11. dniu Rolanda Garrosa solidarnie wygrali faworyci: Serb Novak Djoković (1.), Czech Tomasz Berdych (7.), Belg David Gofffin (12), Austriak Dominic Thiem (13.). Wśród kobiet awansowała do ćwierćfinału broniąca tytułu Serena Williams (nr 1.) i Szwajcarka Timea Bacsinszky (8.), eliminując starszą z sióstr Williams - Venus (9.). Odpadły za to Hiszpanka Carla Suarez-Navarro (12.) i Amerykanka Madison Keys (15.). Ich los podzielił Marcin Matkowski, który w Paryżu wystąpił w parze z Leanderem Paesem z Indii (16.). Przegrali w ćwierćfinale z amerykańskimi bliźniakami Bobem i Mikiem Bryanami (5.) 6:7 (12-14), 3:6. Teraz bracia Bryanowie czekają na wyłonienie lepszej pary w popołudniowym meczu 1/4 finału, w którym Łukasz Kubot i Austriak Alexander Peya (9.) spotkają się z Pablu Cuevasem z Urugwaju i Hiszpanem Marcelem Granollersem. Początek wyznaczono na godzinę 17.00. Z Paryża Tomasz Dobiecki