Trudno w tym przypadku powiedzieć, że to "prime time", ale na pewno wyjątkowe wydarzenie dla polskiego tenisa. Jako pierwsza na kort im. Philippe'a Chatriera (godzina 11), największy na obiekcie, wyjdzie Radwańska, rozstawiona w tegorocznej edycji z numerem dziewiątym. Rywalką krakowianki, zajmującej obecnie 10. lokatę w rankingu WTA Tour, będzie Francuzka Alize Cornet, 43. na świecie. Powiedzieć o tych zawodniczkach, że znają się jak przysłowiowe "łyse konie", byłoby nietaktem, ale to stwierdzenie idealnie pasuje do stanu faktycznego, bowiem ponad dekadę temu często spotykały się na mniejszych turniejach jako juniorki. Jednak w oficjalnych statystykach - uwzględniających turnieje WTA Tour, Wielkiego Szlema i Fed Cup -dotychczasowy bilans ich pojedynków wynosi 7-1 dla Radwańskiej. Jedyną porażkę z Francuzką poniosła w kwietniu 2014 roku w katowickim "Spodku" na twardym korcie, w trzech setach. Z pozostałych siedmiu meczów wygrała sześć na tej samej nawierzchni oraz jeden na ziemnej, za pierwszym razem w Roland Garros 2008. Wówczas był wynik 6:4, 6:4. - Nie lubię oceniać szans, porównywać wyników, bo każdy mecz jest inny, rozgrywany w innych warunkach i okolicznościach. Na pewno zdecydowanie korzystny bilans poprzednich meczów dobrze wygląda na papierze, ale na korcie statystyki nie grają. Nie zastanawiam się więc, czy jestem faworytką. Wyjdziemy jutro do gry i się wszystko okaże, że tak powiem w praniu - powiedziała Interii Radwańska. 28-letnia krakowianka w Roland Garros wróciła do gry po miesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją stopy. W dwóch pierwszych meczach straciła jednego seta, ale nie widać u niej braków kondycyjnych czy problemów z nogą. - Nie wiem, czy nie powinnam odpukać w niemalowane, ale na razie przynajmniej nic mi nie dolega, stopa nie boli, więc decyzja o przyjeździe do Paryża była dobra. Do ostatniej chwili się wahałam, bo zdrowie jest najważniejsze, ale skoro wszystko było już dobrze i mogłam trenować, to zdecydowałam się na sten start i nie żałuję. W końcu to jest Wielki Szlem, więc nie można od tak odpuszczać jednego z czterech najważniejszych turniejów w roku. Nie czuje żadnej presji, nie mam jakiś szczególnych oczekiwań, po prostu cieszę się, że znów gram w tenisa i że ze stopą wszystko jest w porządku - powiedziała Interii Radwańska. Krakowianka podtrzymała imponującą serię 44 występów w Wielkim Szlemie bez przerwy, rozpoczętej w czerwcu 2006 roku w Wimbledonie. W zupełnie innym miejscu kariery jest druga z Polek startujących w tym roku w Paryżu - Magda Linette. W przypadku 25-letniej poznanianki jest to dopiero dziewiąty i to z rzędu wielkoszlemowy turniej, a dotychczas jej najlepszym wynikiem była druga runda osiągnięta we wrześniu w nowojorskim US Open. Teraz poszła o krok dalej i została szóstą Polką w erze open, której udało się dotrzeć do trzeciej rundy w Wielkim Szlemie. Przed nią dokonały tego Iwona Kuczyńska, Katarzyna Nowak, Magdalena Grzybowska, Marta Domachowska i oczywiście Radwańska. W sobotę Linette wyjdzie do gry na kort im. Philippe'a Chatriera w czwartym i zarazem ostatnim meczu, a jej rywalką będzie Ukrainka Elina Switolina, rozstawiona z numerem piątym. Dotychczas ze sobą nie grały. - Patrząc na różnice w rankingu między nami można śmiało wskazać, która z nas jest faworytką, więc nie będę miała nic do stracenia. Co mnie bardzo cieszy, to coraz bardziej się zaciera dystans między dziewczynami z czołówki, a na przykład końca pierwszej setki, bo poziom w kobiecym tenisie mocno się wyrównuje. To mi daje nadzieję na wyrównaną rywalizację z najlepszymi dziewczynami, więc nie wyjdę na kort na przegranej pozycji - powiedziała Interii Linette. Poznanianka od kilku lat trenuje w Splicie pod okiem chorwackiego szkoleniowca Izo Zunicia. Ta współpraca przyniosła wyraźne postępy i zaowocowała regularnymi występami Polki w Wielki Szlemie, a także wejściem do pierwszej setki klasyfikacji WTA. Obecnie zajmuje 94. miejsce w rankingu, a po Roland Garros powinna w nim awansować. - Chyba już czas najwyższy na takie wyniki, w końcu mam już swoje lata i nawet czasem po cięższych meczach to czuję, że nie regeneruje się ono już tak łatwo, jak kilka lat temu. Stopniowo też nabieram masy, bo umówmy się mam dość delikatną budowę. W ciągu ostatniego roku przytyłam nawet trzy kilo, tak mięśniowo. Może tego aż tak nie widać, ale czuje różnicę i to się przekłada na moją coraz lepszą grę. Cieszę się, że trafiłam na właściwych ludzi, którzy pomagają mi prowadzić karierę w dobrym kierunku i pomagają mi wzmocnić ciało, bo jednak kobiecy tenis robi się coraz bardziej siłowy - powiedziała Interii Linette. W ostatnich latach do czołowej setki próbowało się przebijać kilka Polek, m.in. Urszula Radwańska, Paula Kania, Kasia Piter, Sandra Zaniewska. Sporadycznie niektóre z nich sięgały po pomoc zagranicznych trenerów, jednak bez większych rezultatów i na ogół w krótkim okresie czasu. Wszystkie zajmują odległe lokaty w rankingu, a żadna nie zdecydowała się też na trenowanie za granicą, co w obecnej chwili rozważa Jerzy Janowicz współpracując z austriackim szkoleniowcem Guenterem Bresnikiem. - Trzeba pamiętać, że Agnieszka Radwańska, Klaudia Jans, Alicja Rosolska czy Ula Radwańska, gdy zaczynały kariery, były objęte programem PZT Prokom Team. Zresztą podobnie jak Jerzy Janowicz, Łukasz Kubot, Mariusz Fyrstenberg, Marcin Matkowski, Michał Przysiężny, czy jeszcze parę osób. Pieniądze, jakie na wspieranie początków ich karier przeznaczył Ryszard Krauze umożliwiły im rozwój. Większość z nich wykorzystała to i w ostatnich latach byliśmy świadkami najlepszego okresu w polskim tenisie. Jednak po wycofaniu się pana Krauze w Polskim Związku Tenisowym zabrakło pieniędzy, ale i pomysłu na podobny program, który mógłby przynieść skutki w szerszej skali. Takie zawodniczki jak Magda Linette musiały szukać swoich dróg rozwoju i często podejmowały złe decyzje szkoleniowe czy startowe, stąd brak zaplecza dla Agnieszki Radwańskiej - powiedział Interii Mario Trnovsky z MTWA Academy, były trener PZT Prokom Team. - Magda długo szukała najlepszej drogi dla siebie i w pewnym momencie zaryzykowała, decydując się na kierunek chorwacki, co okazało się w jej przypadku strzałem w dziesiątkę. Owszem ma 25 lat, ale w kobiecym tenisie granica wieku grających zawodniczek coraz bardziej się przesuwa w górę. Natomiast bardzo cieszy to, że jej praca w Splicie zaczyna przynosić wymierne skutki, krok po kroku rozwija się i to przekłada się na wyniki. Z dość wycofanej osoby staje się dziewczyną coraz bardziej pewną siebie, a przede wszystkim nauczyła się panować nad emocjami. Spokój, jaki pokazała w dwóch pierwszych meczach w Paryżu, jest imponujący. Na pewno przydałby jej się teraz bardzo spektakularny wynik, czy pokonanie jakiejś wysoko notowanej zawodniczki. To zawsze dodaje skrzydeł - dodał słowacki szkoleniowiec, który współpracował m.in. z deblistami Mariuszem Fyrstenbergiem i Marcinem Matkowskim czy Klaudią Jans-Ignacik. Pomiędzy sobotnimi występami Polek, na największym stadionie Roland Garros zagrają jeszcze: w drugim meczu Szkot Andy Murray (nr 1.) z Argentyńczykiem Juanem Martinem del Potro (29.) oraz Francuzi Richard Gasquet (24.) i Gael Monfils (15.). Z Paryża Tomasz Dobiecki